Bogusław Kukuć ocenia po wygranej w Krakowie
 
Czwartek, 18. czerwca 2020, godz. 08:41

Wznowienie rozgrywek po długiej przerwie okazało się bardzo stresujące dla czołówki II ligi. Kandydaci na pierwszoligowców notowali zdumiewające wpadki. Okazywali się bezradni nawet w meczach z zespołami, które zapewne nie uratują się przed degradacją.

W grupie klubów nad którymi zbierały się czarne chmury, znalazł się również Widzew. Łodzianie w zaskakujący sposób roztrwonili znaczącą przewagę nad „peletonem” . Były podstawy, by już po 26. kolejce wietrzyć sensację w postaci zmiany lidera. A jednak w środę efektownie odparli atak. Wygrywali zasłużenie 3:1 w Krakowie z Garbarnią, której nie umieli pokonać jesienią w Łodzi.

Jest to potężny zastrzyk optymizmu dla podłamanych kibiców legendarnego klubu. Najpilniej śledzący batalię o zaplecze ekstraklasy w obecnym sezonie liczą na to, że powtórzy się historia z rundy jesiennej.

Wtedy także drużyna z al. Piłsudskiego rozpoczęła słabo rozgrywki i po 6 kolejkach miała już 7 punktów straty do prowadzącej Stali Rzeszów. Widzewiacy wówczas byli również po trzech z rzędu spotkaniach bez wygranej (z Olimpią 1:1, z Łęczną 2:2 oraz ze Skrą 0:1) i przystępowali do meczu z liderem z ciężkim bagażem odpowiedzialności za wynik. Wygrali tak jak obecnie z Garbarnią 3:1. Zresztą analogii było więcej. Nawet do przerwy było 1:1 (tak jak teraz w Krakowie), a wynik ustalił Marcin Robak tuż przed końcem (jak w środę). 

To 31 sierpnia zapoczątkowało serial 9 meczów bez porażki (7 zwycięstw, 2 remisy). Teraz nawet nie potrzeba w pełni kopiować tamtego wyczynu. Do utrzymania pierwszej lokaty wystarczy osiem tak skutecznych kolejek. I 25 lipca będzie radośnie. Kościuszko na pomniku przy Placu Wolności już o tym wie. Ktoś nawet przymierzał Tadkowi maseczkę z widzewskim logo.

Wojciech Pawłowski – 4. Do czasu pandemii ten zawodnik lidera wypracował sobie miano solidnego, czołowego bramkarza na drugoligowym szczeblu. Lecz w czerwcowych meczach był uwikłany we wpadki łodzian. Zwłaszcza w porażki po 1:2 u siebie ze Skrą i Legionovią. Występ w Krakowie potwierdził powrót do „normalności”. Miał kilka interwencji najwyższej klasy głównie przy próbach wyrównania przez Garbarnię zwłaszcza przy wyniku 0:1 oraz 1:2. Znów pomógł bardzo łodzianom wygrać.

Łukasz Kosakiewicz – 2. To, że najlepiej broniących łodzian dogoniła w klasyfikacji straconych goli Resovia (bramkarze obu tych drużyn wpuścili po 24 bramki) nie jest przypadkowe. Nawet w środę na skraju defensywy lidera powstawały „zapalniki”, które mogły przynieść smutny finał. Stwarzały one szanse na gole głównie pozostawionego bez opieki Kamila Kuczaka, który zdobył bramkę podobnie jak w Łodzi, a mógł zostać wręcz bohaterem kolejki. Łukasz wręcz „pomógł” przy golu sprawcy wyrównania. Odkupił swoje winy precyzyjną asystą przy golu Robaka. Ale musi pamiętać, że jest przede wszystkim obrońcą. Po zmianie statusu z „kawalera” na „żonatego” także. W tej roli nawet częściej trzeba bronić niż atakować. Wiem coś na ten temat. 

Hubert Wołąkiewicz – 3. Już gra pewniej niż w poprzednich pięciu występach. Miał spory wpływ na to, że trener rywali Łukasz Surma wymienił obu napastników. Po pierwszym rogu łodzian w 68 minucie były mistrz Polski przypomniał nawet, że przed laty strzelał gole w ekstraklasie. Jego silny strzał zza pola karnego pod poprzeczkę instynktownie sparował na róg Dorian Frątczak.

Daniel Tanżyna  – 4. Odkupienie winy po wpadkach w przegranych meczach w Łodzi nie było łatwe. Ale stoper lidera jakoś sobie poradził. Nawet zrobił „nadróbkę”, bo on zainicjował prostopadły atak środkiem przy drugim lidera. Jednak „taryfikator kartkowy” działa i łódzka „Złota Kosa” obejrzała już 9 żółtych kartoników. Tym razem po faulu przy próbie naprawienia własnego błędu przy wyprowadzeniu piłki. 

Kornel Kordas – 2. Niestety. Ten młodzieżowiec wykreował Jakuba Kowalskiego na jedną z głównym postaci meczu. Zwłaszcza płaskie dośrodkowania ojca bliźniaków (z widzewską przeszłością) wzdłuż pola karnego łodzian stały się okazjami bramkowymi rywali. Jedynki dać nie wypada ze względu na to, że grał w zespole, który odniósł pierwsze czerwcowe zwycięstwo. I to w meczu wyjazdowym. 

Bartłomiej Poczobut – 3. Udany powrót do wyjściowego składu. Bartek psuł gospodarzom akcje w środku pola z właściwym sobie „wdziękiem”. Głównie jest od tego. Natomiast początek ataku w postaci silnego, prostopadłego podania przed golem otwarcia było dla mniej miłym zaskoczeniem. To coś nowego w grze łodzian. Jak to zagranie skopiuje z poznaniakami, to ma punkt więcej.

Mateusz Możdżeń - 3. Potrafi dużo. Z demonstrowaniem piłkarskich walorów jest już gorzej i potrafi „przejść obok meczu”. Jak w poprzedniej kolejce. Lecz zimnej krwi można Mateuszowi także zazdrościć. W Krakowie okazało się to atutem. W nerwowych momentach, gdy obie strony traciły głowy, popełniały błędy, faulowały, ten pomocnik zachował spokój, podawał piłkę w najmniej oczekiwanych kierunkach. Zmieniał jakby rytm gry. W tej formacji trzeba mieć coś z dyrygenta.

Konrad Gutowski – 4. Chyba podziałał zarzut po poprzednim meczu z Legionovią, że nie robi postępów. Czwarty gol w tym sezonie, zdobyty przez tego młodzieżowca, był nawet ważniejszy od bramek zdobytych w ubiegłorocznym meczu z Pogonią w Łodzi. Zapewniał bowiem odzyskanie prowadzenia przez lidera w Krakowie i złamał morale gospodarzy. A przy tym finalizował płynną wymianę szybkich podań gości. 

Adam Radwański – 4. Jest bliski ustanowienia rekordu. A może nawet już jest rekordzistą. W tym sezonie strzelił 5 goli i wszystkie zapewniały Widzewowi prowadzenie 1:0. Tym razem 22-letni pomocnik skończył atak łodzian celnym strzałem lewą nogą. Bądźmy wspaniałomyślni. Po takich akcjach można Adamowi wiele wybaczyć. Zwłaszcza, że zapewnił tym przewagę psychologiczną gościom, a gospodarzy byli zaskoczeni tym, że już po kwadransie muszą „gonić wynik”.

Henrik Ojamaa – 3. Nie załamuje się brakiem pozytywnych ocen. Ambitny Estończyk szuka gry, walczy, jest absorbujący dla rywali, uparty. A przy tym zaliczył drugą asystę i drugie zwycięstwo po przyjściu do Łodzi (wcześniej w Łęcznej).

Marcin Robak – 5. Pokazał wręcz podręcznikowo niemal jak w znanej książce, co „Znaczy kapitan”. Miał udział we wszystkich golach zwycięzców. On ustalił końcowy rezulatat. Ośmieszył defensywę Garbarnii sztuczką techniczną i strzałem, które po sfilmowaniu powinny był pomocą naukową w Akademii Futbolu. Przy takiej dyspozycji Marcina kibice legendarnego klubu mogą spokojnie czekać na końcowe rozstrzygnięcia.
 
Marcel Gąsior – 3. Wszedł w końcówce i wykonał zadanie. Nie tylko pomagając w utrzymaniu prowadzenia i rozbijania ataków zdenerwowanych Brązowych. Zainicjował szybkim, dalekim, płaskim podaniem do Kosakiewicza ofensywną akcję, po której padł gol rozwiewający złudzenia miejscowych.

Christopher Mandiangu – niesklasyfikowany. W niespełna 10 minut potwierdził, że z dogonieniem szybkiego, nieszablonowo grającego zmiennika zmęczeni gospodarze mieli poważne problemy.

Daniel Mąka – niesklasyfikowany. Grał zbyt krótko.

Robert Prochownik – niesklasyfikowany. Decyzja o trzysekundowym występie 18-latka była spowodowana raczej „kradzieżą czasu”. Ale sprawiła frajdę juniorowi, bo zaliczył trzeci występ w Widzewie. Poznał po raz pierwszy smak drugoligowego zwycięstwa. To powinno procentować w przyszłości.
 

Bogusław Kukuć