
TYLKO U NAS! Jędraszczyk: "Filary Widzewa to kibice, historia i… biznes"
Wtorek, 5. marca 2019, godz. 19:30

Tomasz Jędraszczyk od tygodnia pełni funkcję nowego wiceprezesa Widzewa do spraw marketingu i sprzedaży. W specjalnym wywiadzie dla Widzewiaka przedstawił między innymi swoją wizję zwiększenia dochodów klubu. Na przykład z klubowego sklepu, transmisji z meczów Widzewa oraz promocji klubu wśród zagranicznych turystów i biznesmenów.
- Podczas konferencji prasowej, na której przedstawiono nowy zarząd Widzewa, widać było u Pana gigantyczny ładunek entuzjazmu. Czy po tych kilku dniach urzędowania na stanowisku wiceprezesa klubu te emocje są już nieco mniejsze?
Tomasz Jędraszczyk: - Nie, nadal czuję się bardzo szczęśliwy, że mogę pracować dla Widzewa. Może już nie budzę się o czwartej rano, jak mówiłem na konferencji, ale już spokojnie śpię. Natomiast nadal jest to dla mnie moment, w którym trochę celebruję zmianę mojego miejsca pracy. W moim życiu zdarzały mi się takie zmiany wielokrotnie. Byłem w różnych firmach bardzo różniących się od siebie i tym razem też tak jest. Ale teraz trafiłem do szczególnego miejsca, które dla osoby zajmującej się marketingiem i sprzedażą, jest bardzo wdzięczne.
- Z czego wynikało to, że tak często zmieniały się te branże, którymi się Pan zajmował? Szybko się pan nudził?
- Często osoby zmieniające pracę, szukają nowych ofert w branżach do siebie podobnych, bo tak jest bezpieczniej. Ja natomiast szukam ciągle wyzwań. I to mówię serio. Zawsze chodziło mi o to wyzwanie, bo spędzamy w pracy w ciągu swojego życia więcej czasu, niż gdziekolwiek indziej i to powinno być coś ekscytującego, pozytywnego i zarazem ambitnego. Jestem bardzo zainteresowany tym, żeby razem z rozwojem danego projektu równocześnie rozwijać także siebie.
- Uczestnicząc w rozmowach na temat pracy w Widzewie przedstawił Pan szczegółowy program działań dotyczących marketingu i sprzedaży w klubie, czy raczej taką ogólną wizję, bo na konkretny program przyjdzie jeszcze czas?
- Na taki dokładny program działania przyjdzie czas, bo trudno go przedstawić nie znając klubu, jego organizacji i zasad funkcjonowania oraz ludzi z którymi będzie się pracowało. To byłoby niemądre, gdybym przyszedł z jakąś propozycją konkretnych pomysłów bez żadnych danych o klubie i jego możliwościach. Już o tym wspominałem podczas konferencji prasowej, że z własnej inicjatywy na spotkanie z radą nadzorczą przygotowałem moją ocenę sytuacji Widzewa jako klubu i jego organizacji, ale bez analizy tej części sportowej. Przedstawiłem organizację klubu tak, jak ja to widzę i jednocześnie zaprezentowałem taką "mapę drogową” z kilkunastoma, może kilkudziesięcioma kierunkami, nie przesądzając jednocześnie czy wszystkie z nich są kluczowe. Potem, jak rozmawialiśmy na temat projektów już realizowanych przez klub, to okazało się, że pokrycie jest duże z tym, co ja proponowałem.
- A jakie są te najważniejsze punkty w Pana zakresie działania w Widzewie?
- Mamy trzy filary, o których mówiłem podczas tego spotkania z radą nadzorczą klubu. Pierwszy, to przede wszystkim kibice Widzewa, których chciałbym przy tej okazji pozdrowić. I chciałby, żeby to dla nich była przede wszystkim rozwijana była oferta klubu, na przykład w postaci aplikacji na telefon, które dostarczałaby kibicom rozrywki, ale również wiedzę o Widzewie. I oczywiście budowały zasięg informacji docierających do osób, które jeszcze nie są kibicami tego klubu. Drugi filar to historia Widzewa. To jest inspiracja do sprzedaży pamiątek, połączenia ludzi sympatyzujących z RTS-em przy pomocy historii klubu i tego, co osiągnął. Jednym z pomysłów jaki przedstawiłem, to ogólnopolski konkurs wiedzy o Widzewie. Można byłoby go prowadzić online i popularyzować wiedzę o tym klubie dla wszystkich, którzy o nim pamiętają. A jest ich dużo, i nie tylko w Łodzi. Mam mnóstwo znajomych ze swoich wcześniejszych miejsc pracy z różnych części Polski, którzy sympatyzują z Widzewem. Trzeba to wykorzystać.

- Za granicą, nie tylko w przypadku bardzo znanych klubów, ta historia i sukcesy są wykorzystywane do budowania marki i prestiżu klubu na przykład w postaci muzeum.
- Muzeum klubowe na pewno tak, bo mamy tutaj wiele pamiątek, ale też nadal żyje wiele osób uczestniczących w tych wielkich wydarzeniach w historii Widzewa. A to jest wielka historia. I klub powinien tą swoją wielkość umieć eksponować.
- Na przykład dla kibiców i turystów zagranicznych.
- Jednym z tematów, może nie najbardziej ważnym, ale takim, który od razu rzucił mi się w oczy, jest brak oferty klubu przedstawionej w Internecie w języku angielskim, żeby dotrzeć do zagranicznych kibiców. Tu nie chodzi o to, że my chcemy z promocją Widzewa pojechać do Ameryki, ale do Polski, do Łodzi, przyjeżdżają ludzie ze znaczącymi biznesami. Mieszkają w tym mieście i trochę trudno opowiedzieć im o tym, jeśli obecnie na internetowej stronie Widzewa, i to nie jest krytyka z mojej strony, a tylko uwaga, na temat historii klubu jest napisane tylko 620 słów.
- Wersja angielska to jedyny pomysł na zmiany na oficjalnej stronie internetowej klubu?
- Zanim przyszedłem do klubu, widziałem że jest ogłoszenie o przetargu na wykonanie strony internetowej. Nie poznałem jeszcze wymagań, które zostały przygotowane. Z takich szybkich spraw do załatwienia, to widzę, że powinniśmy dać większą ekspozycję partnerom biznesowym, między innymi w klubowej aplikacji. Na przykład w połączeniu ze sklepem. To nie chodzi, że coś musimy robić od początku. To są funkcjonalności, które ulepszą dostęp do informacji oraz dla naszych sponsorów do kontaktu z klientami.
- A Widzew Market? Co Pan sądzi o tym projekcie?
- Też jeszcze "nie dotknąłem” tematu, chętnie o tym porozmawiam, jak się z tym projektem dokładnie zapoznam. Bo to na pewno będzie jeden z ważnych punktów dla nas na początku, ponieważ projekt wydaje się i ambitny, i ciekawy jeśli chodzi o zasięg możliwości dotarcia do kibiców. Jednocześnie nie wiem, czy wszystko zostało dobrze przemyślane pod względem jakości produktów i doboru ich do naszej bazy, bo na przykład podczas otwarcia pubu Widzewa rozmawiałem z kibicami, którzy zwracali mi uwagę, że coś jest nie tak. Jest dużo produktów, których… nie chce się kupić. To znaczy, że ludzie chcieliby wspomagać klub, zostawić w nim pieniądze, ale nie ma w tej ofercie wyboru, którego oni chcieliby dokonać. I to jest do sprawdzenia.
- Warto chyba też pamiętać, że w przypadku tego filaru w postaci kibiców trzeba mieć dobre rozeznanie. W przeszłości, i to nie tak bardzo odległej, Widzewem zarządzali ludzie, którzy swoimi działaniami bardzo zrazili do siebie właśnie kibiców, bez których przecież klub nie ma sensu istnienia.
- Mam dużą pokorę jeśli mówię o kibicach. Mówiąc o tym filarze kibicowskim nie miałem na myśli tych kibiców, którzy są w Łodzi na każdym meczu, bo to są sympatycy o których trzeba dbać na co dzień, podczas każdego spotkania rozgrywanego na stadionie przy alei Piłsudskiego. Są podstawą tego klubu. I w tym temacie też mam dużo entuzjazmu i pomysłów, żeby jeszcze lepiej czuli się na trybunach podczas meczów. Bardziej chodziło mi o zdobywanie nowych kibiców dla klubu.

- Za rok Widzew będzie obchodził jubileusz 110-lecia działalności. To byłaby dobra okazja do zorganizowana dużej akcji promocyjnej klubu, na przykład w postaci meczu towarzyskiego z jednym z dawnych rywali Widzewa w europejskich pucharach. Na przykład z duńskim Broendby, rywalem z pamiętnych meczów w eliminacjach Ligi Mistrzów.
- Tak, to jest super pomysł i będziemy chcieli przygotować te obchody. Jak będziemy mieli gotowy plan tego wydarzenia, to kibice się o tym dowiedzą.
- A ten trzeci filar w działalności klubu to…
- Biznes. Na przykład sklep internetowy klubu, który jest naszym oknem przynajmniej na całą Polskę. Jeszcze nie zdążyłem się spotkać z osobami, które prowadzą sklep Widzewa, więc nie chcę mówić o jakiejś całościowej analizie i ocenie jego działalności, ale już patrząc na poszczególne części jego zawartości, to sklep jest ogromnym potencjałem dla klubu, który jeszcze nie został uruchomiony. W swojej pracy w przeszłości miałem już do czynienia z kilkoma sklepami internetowymi i w przypadku Widzewa na dzisiaj jesteśmy na takim bardzo podstawowym poziomie i musimy po prostu ten poziom zwiększyć.
- Chodzi o zwiększenie asortymentu, czy bardziej promocji albo może dostępności oferty sklepu?
- Chyba wszystkiego. Wiadomo, że sklep bez produktów nie ma sensu. Chodzi o ilość produktów i ich jakość. Ale mam na myśli też użyteczność sklepu. Łatwość jego znalezienia w Internecie, łatwość użytkowania, czy też funkcjonalności dostępne w takim sklepie. Jest ich mnóstwo i nie chciałbym ich teraz wszystkich wymieniać. Na pewno ten sklep wymaga dużego rozwoju, bo na przykład będąc takim przeciętnym użytkownikiem Internetu, nie zaznajomionym z poruszaniem się po tego typu sklepach, mogę sobie nie poradzić w tych zakupach. Poza tym sama prezentacja tych produktów też wymaga lepszej ekspozycji. W Internecie kupuje się oczami i jeśli coś nie wygląda dobrze i zachęcająco. Szczerze mówiąc, mój pierwszy dzień pracy w Widzewie poświęciłem poznaniu tego sklepu, ale to jest dopiero tylko dotknięcie tego tematu. Jestem umówiony na spotkanie z osobami, które tym zarządzają. To jest bardzo ważny punkt w dotarciu poza Łódź.
- Sklep, z tego co wiemy, w ubiegłym roku wygenerował około milion sześćset tysięcy przychodu, a tylko dwieście tysięcy zysku. Co Pan sądzi na ten temat?
- To znaczy, że w sklepie jest ogromny potencjał, ale poziom rentowności powinien być o wiele wyższy. Jest nowa osoba, która zajmuje się sklepem i sprzedażą. Myślę, że to będzie wyglądało inaczej.
- Była też mowa o audycie sklepu i jego finansów. Kto się tym zajmuje?
- Nowy prezes. Jakub Kaczorowski ma takie podejście uporządkowane do tych spraw i chce to usystematyzować. Na razie daliśmy sobie tydzień, żeby dostosować się do pracy w klubie, a potem zaczynamy systematyczną pracę. Nie chcę zaprzeczać czy potwierdzać te przytoczone dane finansowe o sklepie, ale jest to mniej więcej taka proporcja i zdecydowanie powinna się zmienić.
- Podczas prezentacji nowego zarządu klubu mówił Pan też o swoim dużym doświadczeniu w sprzedaży biletów. Tylko jak to można wykorzystać w przypadku Widzewa, gdy ta cytryna w postaci liczby dostępnych wejściówek na stadion, czyli karnetów, jest już maksymalnie wyciśnięta?
- Trudno na dzisiaj coś zrobić z tym na stadionie, ale są też kibice, których możemy zaprosić do oglądania relacji z meczów w telewizji. A te transmisje z ligowych spotkań też są naszym przychodem.
- Ale za pół roku, jeśli Widzew awansuje do I ligi, tych relacji już nie będzie, bo prawa do transmisji meczów przejmie stacja Polsat.
- I o tym też mówiłem podczas spotkania z radą nadzorczą. Relacji nie będzie, jeśli nic w tej sprawie nie zrobimy. Ale przecież my możemy pojechać do Polsatu i zaproponować różne rozwiązania. Taki jest plan. Przygotujemy Polsatowi oferty, ale nie na zasadzie, że my coś chcemy, ale że oferujemy większy zasięg lub lepszy target. To jest kwestia biznesowa tak naprawdę. Jesteśmy gotowi do tego, żeby taką propozycję przedstawić. Na mapie najbliższych zadań do wykonania, o której mówiłem, jest to sprawa do szybkiego załatwienia, bo jesteśmy bardzo blisko terminu finalnych decyzji odnośnie transmisji z meczów.
- To w którym z tych elementów działalności Widzewa widzi Pan największe szanse na zwiększenie przychody dla klubu?
- Na razie za wcześnie na taką kategoryczną ocenę. Rozmawialiśmy z radą nadzorczą i zostały wskazane te główne elementy działania. Musimy też to przeanalizować z zarządem i przygotować sobie taki plan pierwszych zadań. Naprawdę jak już wszystko będzie gotowe to chętnie opowiem o tym dziennikarzom i kibicom. Trudno tak na początku, gdy się jeszcze nic nie zrobiło, opowiadać o tym, co będzie się działo.
- W zarządzie Widzewa ma Pan pełnić funkcję wiceprezesa do spraw marketingu i sprzedaży. Istotniejszym obszarem jest marketing czy sprzedaż?
- Każda z nich jest istotna. Bo ten marketing to jest właśnie ta komunikacja z kibicami. Ta otoczka dotycząca klubu, który trzyma kibiców przy klubie, przywiązuje ich do niego, ale też cieszy. A jeśli chodzi o sprzedaż, to wiadomo, że bez tej części też klub nie może funkcjonować, więc ona również jest bardzo istotna.

- Porozmawiajmy o promocji. Przykład sprzed kilku dni. Chyba Widzew mógł więcej ugrać na prezentacji drużyny. Odbyła się w małej hali, w przerwie meczu koszykarek Widzewa, a nie gdzieś, gdzie można było ściągnąć więcej kibiców. Zainteresować nowe osoby.
- Mnie ten pomysł z prezentacją na meczu koszykarek podobał się. Może nie była to jakaś masowa impreza z tysiącami kibiców Widzewa, ale pokazywała jedność tego klubu. Można było pokazać, że w klubie są też inne sekcje i zakomunikować, że choć tu jest drużyna piłkarska, która jest filarem klubu, to są dziewczyny z innych sekcji, z którymi się pokazujemy, i myślę że to wsparcie jest ważne, żeby je sobie dawać wzajemnie. Mnie to przekonało. Proszę zobaczyć, do ilu osób to dotarło, że koszykarki też są ważne dla Widzewa.
- Naprawdę przejrzał Pan te pięć tysięcy newsów na oficjalnej stronie Widzewa, które ukazały się tam od momentu reaktywacji klubu? Bo wspomniał Pan o tym podczas konferencji prasowej nowego zarządu.
- Powiedziałem, że jest ich pięć tysięcy. A zacząłem od 2015 roku od początku je czytać. Przejrzałem całość archiwum, do części zajrzałem. To trwało wiele godzin. I naprawdę przeżywałem historię odrodzenia Widzewa. To nie jest tak, że ja tu przychodzę do klubu, który dopiero jest tworzony, ma jakieś nowe otwarcie. Została już wykonana bardzo duża praca w ostatnich latach po stronie kibiców, piłkarzy oraz władz klubu, że znajduje się teraz w tym miejscu. Zresztą na spotkaniu ze Stowarzyszeniem RTS gratulowałem tym osobom, że Widzew doszedł już do tego miejsca. Wielki szacunek z mojej strony.
- A jakie są Pana osobiste związki z Widzewem?
- Ja z Widzewem byłem związany jako kibic, już wtedy, gdy byłem małym chłopakiem. Jak chodziłem do szkoły podstawowej i grałem w piłkę na osiedlowych podwórkach na Dąbrowie. Było w miarę bezpiecznie nosić tam znaczek Widzewa, ale już w szkole różnie z tym bywało. To były czasy drużyny Bońka, Smolarka, Wójcickiego, Młynarczyka. Tamtej wielkiej drużyny, której grę przeżywałem i której kibicowałem. Miałem plakat Widzewa na ścianie w pokoju. Ten sentyment i ta emocja zostały we mnie. I w późniejszych latach zawsze byłem wierny w kibicowaniu temu klubowi. Jak ktoś ze znajomych mnie pytał za kim jestem, to zawsze mówiłem, że za Widzewem. Cieszyłem się z budowy nowego stadionu i tak licznej sprzedaży karnetów.
- Na którą trybunę miał Pan wykupiony karnet?
- Karnetu akurat nie wykupiłem, bo przez ostatnie dwanaście lat pracowałem poza Łodzią. W odległości setek kilometrów od Łodzi, więc to nie pozwalało mi na regularne bywanie na meczach.
- We wcześniejszych latach był temat pańskiej pracy w Widzewie? Czy na przykład składał Pan CV w klubie?
- To raczej było kiedyś marzenie, żeby działać w Widzewie. Bo nigdy tematu pracy w klubie nie było, jeśli chodzi o moją osobę.
- Z prezesem Jakubem Kaczorowskim znał się Pan wcześniej, czy dopiero teraz wasze zawodowe drogi się skrzyżowały?
- Jakuba poznałem dopiero dwa tygodnie przed naszą prezentacją dla stowarzyszenia. Byliśmy rekrutowani niezależnie i rada nadzorcza postanowiła, żebyśmy się poznali. Po raz pierwszy spotkaliśmy się tuż przed feriami. Wtedy mieliśmy mieć prezentację naszych pomysłów na zarządzanie Widzewem, ale okazało się że z powodu ferii zimowych, nie ma w Łodzi większości osób ze Stowarzyszenia RTS i do spotkania z nimi nie doszło. Czekaliśmy na nie do końca ferii. I w tym czasie spotkaliśmy się i poznałem Jakuba Kaczorowskiego. Na pewno jest osobą dużo bardziej ode mnie zaangażowaną w sport. Ma duże doświadczenie w tej dziedzinie. Jest kibicem, który regularnie przychodził na mecze Widzewa. Poza tym, bardzo dobrze mi się z nim współpracuje. Nawet powiedzieliśmy sobie, że to wygląda tak, jakbyśmy działali już razem przynajmniej kilka lat. A tymczasem to znajomość od raptem trzech tygodni.
- Wtedy jak się pierwszy raz spotkaliście, to już było pewne, że będziecie w zarządzie Widzewa?
- Nie, wtedy jeszcze nic nie było wiadomo i towarzyszył temu duży stres. Byliśmy rekomendowani przez radę nadzorczą na członków zarządu, natomiast to Stowarzyszenie ostatecznie miało zaakceptować to, czy wejdziemy w skład nowego zarządu Widzewa.
- Była już możliwość w tym czasie zapoznać się z dokumentacją dotyczącą bieżącej działalności klubu. Przejrzeć jakieś umowy zawarte przez Widzew?
- Nie mieliśmy jeszcze podpisanych umów, więc nie dostaliśmy dostępu do klubowych dokumentów. Dopiero zaczęliśmy oficjalnie pracę od pierwszego marca i jesteśmy na wstępie zapoznawania się ze wszystkimi danymi i organizacją klubu. Nie było jakiegoś wcześniejszego wprowadzenia w sytuację bieżącą Widzewa.
- Jak już się Pan z tym zapozna, to będzie chciał w jakimś zakresie wpłynąć na organizację i strukturę klubu? Czy może zostawić taką, jaka jest i pracować z tymi ludźmi, którzy są?
- Jedno jest pewne z mojego doświadczenia ze wcześniejszych firm, w których pracowałem. Trzeba pracować z najlepszymi. Nie ma wątpliwości, że to jest wymóg, bez którego nie zrealizujemy celów, jakie wyznaczymy sobie do realizacji jako zarząd Widzewa. Dzisiaj nie mogę jeszcze ocenić tego zespołu ludzi, którzy pracują w klubie. Natomiast to, co mam przekazane na ten temat, jest bardzo optymistyczne i rokujące. Nie przyszliśmy tutaj nikogo wymieniać na stanowiskach. Dołączyliśmy z Jakubem Kaczorowskim do klubu jako wartość dodana z informacją, którą oczywiście będziemy potwierdzali, że struktura organizacji klubu jest ułożona, ale nie jest to układ finalny i skończony. Jest przed nami postawione zadanie, żeby dokończyć budowę tej struktury organizacji Widzewa.
- Po jakim czasie będą zauważalne pierwsze działania i decyzje zarządu?
- Z prezesem Kaczorowskim powiedzieliśmy sobie, że potrzeba nam dwa miesiące na takie zapoznanie się z organizacją i ludźmi, natomiast to już trwa od pierwszego dnia naszej pracy w Widzewie. W moim przypadku, jak już wspomniałem, dużo czasu spędziłem nad sprawami klubowego sklepu i strony internetowej.
Kamil Wójkowski
Copyright © 1998 - 2009 "Widzewiak". All Rights Reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.