Cecherz: "Dzisiaj jeszcze jestem spokojny, ale nie wiem, jak będzie w dniu meczu"
Poniedziałek, 15. maja 2017, godz. 20:11
W widzewskim obozie wszyscy są już skupieni na derbach Łodzi. O drużynie rywala, a także o problemach w łódzkim zespole rozmawiamy z trenerem Widzewa.
Tomasz Andrzejewski: - To będą pana pierwsze derby Łodzi w roli trenera. Jest trema debiutanta?
Przemysław Cecherz: - Nie, emocje są takie same, jak przed każdym meczem. Człowiek się trochę denerwuje, bo wiadomo, że jest odpowiedzialny za to, co się dzieje na boisku. Wszystko, co robi na boisku zespół, jest utożsamiane z trenerem. To ogromna odpowiedzialność. Derby rzeczywiście pierwsze w tej roli, dzisiaj jeszcze jestem spokojny, ale nie wiem, jak będzie w dniu meczu.
- To inny mecz, niż każdy ligowy...
- Z jednej strony tak, bo wiadomo, jak ważne jest to spotkanie dla kibiców. Ale dla nas w tej chwili każdy mecz ma ogromny ciężar gatunkowy. Ciągle jesteśmy drużyną, która goni. Strata punktów może nas kosztować odpadnięcie z walki o awans. Mówię o tym zawodnikom. Przekonuję, że najważniejsze jest zwycięstwo, a nie to, z kim gramy.
- Nie ukrywał pan nigdy, że jest kibicem Widzewa. Tym większe to pewnie będzie przeżycie...
- Jasne, że tak. Miałem ogromną satysfakcję, gdy będąc trenerem Świtu Nowy Dwór, wygrałem z ŁKS 3:1. Była wielka radość. Ale zwycięstwo z ŁKS w roli trenera Widzewa pewnie da mi dużo większą satysfakcję.
- Pamięta pan swoje pierwsze derby w roli kibica?
- Chyba te, w których mój brat strzelił bramkę. To był mecz rozgrywany przy al. Unii, skończyło się 3:3.
- W ilu meczach derbowych pan uczestniczył?
- Już wcześniej starałem się przypomnieć sobie te mecze. Ale było ich tak dużo... Nie potrafię wskazać, ile dokładnie. Ale sporo...
- Na której trybunie pan na ogół siadał?
- Zwykle tam, gdzie dziennikarze. Tam brat dostawał wejściówki. A jeszcze wcześniej wchodziłem tam na legitymację ojca. Pamiętam też, że jako młody chłopak, siadywałem na prostej, tam gdzie teraz jest napis "Widzew". Na środku wisiała flaga "Koluszki". Tam nasza grupa siadywała zazwyczaj.
- Brat dzwonił ostatnio, żeby zmobilizować pana przed derbami? W końcu nie wypada splamić nazwiska...
- Dzwoni codziennie. Pyta, co w zespole, w jakim składzie zamierzam wyjść na mecz. Nie zawsze mogę rozmawiać, bo pracy przed tym meczem jest sporo. No i trzeba zebrać myśli, bo trochę problemów jednak mamy.
- Głównie problem kadrowy, kilku graczy narzeka na urazy...
- Rzeczywiście. Trzeba się do tego przyzwyczaić, dlatego jestem ostrożny z wypowiedziami bezpośrednio po meczu, bo dzień czy dwa po meczu dopiero urazy i mikrourazy mogą wyjść. Trochę nam się skomplikowała sytuacja. Mamy kilka wariantów, jak zastąpić czy to Matiego, czy "Radwana". Liczę, że przynajmniej jeden dojdzie na mecz. Ale trzeba być gotowym na najgorszy scenariusz. Mam nadzieję, że tak, czy inaczej, w środę będziemy zespołem dominującym i wygramy.
- A Krzywicki?
- Trenował dzisiaj, jeszcze nie z pełnymi obciążeniami. Jutro będzie decydujący dzień, postara się normalnie trenować i zobaczymy, ocenimy czy jest gotowy, by pomóc nam w derbach.
- Po jednym treningu to pewnie najwyżej będzie rezerwowym...
- Zależy od sytuacji kadrowej, jutro będzie bardzo ważny dzień. Wtedy się wyjaśni, co z nim. Chociaż już jutro zamierzam przeprowadzić odprawę i przekazać zawodnikom strategię na ten mecz.
- Ile meczów z udziałem ŁKS pan obejrzał?
- Prawie wszystkie, także w poprzedniej rundzie. Wtedy ŁKS dyktował warunki w tej lidze. Do środowego meczu pod analizę wziąłem 3-4 mecze. Takie, w których grał Radionow i takie, w których nie grał. Pod takie dwa warianty szykujemy taktykę.
- Zatrzymanie Radionowa to jest najważniejszy element strategii?
- To najgroźniejszy zawodnik ŁKS, jeden z lepszych w tej lidze. Mało tego, zawodnik na którym ciężar gry ofensywnej ŁKS spoczywa. Było to widać, gdy Radionow nie grał lub był nie w formie. Wtedy ŁKS miał problem. To trzeba wziąć pod uwagę. Ale dużą rolę odgrywa Golański, który rozgrywa piłki, umie zagrać piłkę otwierającą drogę do bramki, ale także strzelić z dystansu. I jeszcze zawodnik, który jest niedoceniany, ale uważam, że odgrywa kluczową rolę w ŁKS. Mam na myśli Kocota.
- Radionowa pan zna bardzo dobrze z pracy w Świcie. Kto jak nie pan, miałby znać receptę na zatrzymanie go.
- Znam jego mankamenty, ale jednocześnie wiem, jak groźny jest to zawodnik. Mam z nim dobry kontakt. Rozmawiamy często. W Świcie dużo u mnie nie pograł, ze względu na kontuzję łydki. Ale jego wartość poznałem na treningach i w tych meczach, w których grał.
- Jak ma pan z nim taki dobry kontakt, to może przełoży się to na dobry kontrakt...
- Myślę, że wiele zespołów chciałoby go mieć w swoich szeregach. To nie jest piłkarz anonimowy. Tam, gdzie grał, radził sobie znakomicie i strzelał dużo bramek.
- W środę będziecie mieli za sobą dwunastego zawodnik, komplet publiczności...
- O tak, cały stadion będzie nas dopingował i liczę, że to nam pomoże, tak jak pomagało dotąd. Nie ukrywajmy, to nie tylko nasz dwunasty, ale wręcz dwunasty i trzynasty zawodnik. Widać to po moich zawodnikach, bo gorzej im się gra, gdy tego dopingu nie mają. W słabszych momentach meczu, gdy ta gra się nie układa, ten doping pomaga im wydobyć z siebie dodatkowe pokłady sił i umiejętności. Jestem pewien, że kibice nam pomogą w środę i razem wygramy.
- Ta cała otoczka może jednak piłkarzom spętać trochę nogi. Tak było w meczu otwarcia z Lubawą...
- Na pierwszym meczu tak było, ale myślę, że już tak nie jest. Teraz ta liczna publiczność, to nasz zdecydowany atut. Sama otoczka derbów może jednak wpłynąć na niektórych. Wielu z moich zawodników nie przeżyło takich derbów. Dopiero zobaczą, co się będzie działo w czasie gry. Do każdego zawodnika trzeba podchodzić indywidualnie. Jeden przed meczem lubi być mobilizowany, drugi woli spokój i skupienie. Dlatego nie wolno przesadnie motywować. Chyba zresztą nie trzeba. Na taki mecz każdy będzie zmotywowany.
Tomasz Andrzejewski
Copyright © 1998 - 2009 "Widzewiak". All Rights Reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.