Ks. Mizołek: "Kapelani to nie ultrasi"
 
Niedziela, 20. kwietnia 2014, godz. 12:40

Kapelanem łódzkiego sportu został w 2005 roku. Pawła Mizołka bardzo często można spotkać zarówno na stadionie Widzewa, jak i na innych obiektach sportowych w Łodzi. Księdza, który opiekuje się m.in. piłkarzami Widzewa, namówiliśmy do rozmowy na tematy związane z pełnieniem tej roli. 

- Czego życzył kapelan łódzkiego sportu piłkarzom Widzewa podczas wielkanocnego jajeczka?

Paweł Miziołek: - Przede wszystkim błogosławieństwa na okres świąteczny, zadumy nad swoim życiem w święta. To doskonały okres, by zrobić sobie rachunek sumienia, zastanowić się, co jest ważne w naszym życiu, odetchnąć od codziennych problemów.

- A utrzymania w lidze ksiądz nie życzył?

- Oczywiście, że tak. Kibicom też tego życzę. Jeżeli chodzi o drużynę, to widać, że chłopcom bardzo zależy na utrzymaniu, że bardzo tego chcą. Życzyłem im też zdrowia, bo od tego, wiele zależy na boisku.

- Piłkarze Widzewa uczęszczają do kościoła?
- Oczywiście, z tego co wiem, to wielu z nich pojawia się na mszach świętych.

- Często można księdza spotkać na meczach Widzewa, ale w tygodniu też ksiądz pojawia się w klubie.
- Jestem kapelanem łódzkiego sportu, w miarę możliwości służę swoją pomocą. Traktuję swoją posługę, jako formę duszpasterstwa. W klubie rozmawiam ze wszystkimi, począwszy od piłkarzy, po ludzi z zarządu, skończywszy na pracownikach administracyjnych. Zdarza się, że udzielam spowiedzi na terenie klubu.

- Naprawdę?
- Tak. Na Widzewie jest specjalny pokój w którym mogę udzielać sakramentu spowiedzi. Niektórzy z tego korzystają. Zaczęło się to od Czesława Michniewicza. To on zapytał, czy byłaby możliwość skorzystania ze spowiedzi, kiedy akurat byłem w klubie. Co ciekawe, tego dnia w ślad za trenerem poszli inni zawodnicy. Generalnie jest tak, że ja się nie narzucam. Jeśli ktoś ma potrzebę rozmowy, to chętnie na nią przystaję.

- Kilka tygodni temu spotkaliśmy księdza w klubie. Pytaliśmy, co księdza sprowadza. Przechodzący Patryk Wolański uśmiechnął się i powiedział, że ksiądz bardzo pomaga.
- To bardzo miłe. Chociaż nie zawsze byłem tutaj potrzebny.

- To znaczy?
- Jeden z trenerów, którego nazwiska nie wymienię, powiedział, że moja obecność w klubie nie ma sensu. Argumentował to dużą liczbą obcokrajowców. Ale żeby było jasne: bardzo grzecznie mnie o tym poinformował. Stwierdziłem: trudno, nie będę się narzucał.

- A propos obcokrajowców. W Widzewie teraz też jest ich wielu. Jak z nimi układają się relacje.
- Poprawnie, oczywiście to są też ludzie innych wyznań, ale moja obecność im zupełnie nie przeszkadza. Nie spotkałem się z ignorowaniem mojej osoby.

- Udziela ksiądz ślubów piłkarzom Widzewa?

- Zdarzało się. Udzielałem ślubów piłkarzom Widzewa niemal od początku swojej posługi kapelańskiej. Pamiętam ślub Jakuba Wawrzyniaka, czy później Tomka Lisowskiego. Czasem zdarzało się, ze musiałem wybierać, komu udzielić sakramentu małżeństwa, bo jednocześnie szykowały się 3 śluby. Były też chrzciny dzieci piłkarzy. Dla przykładu o ochrzczenie dziecka prosił mnie Adrian Budka. Co ciekawe jeden z piłkarzy skorzystał też z sakramentu bierzmowania.

- Jak ksiądz reaguje na wulgaryzmy na trybunach?
- To oczywiste, że mi się to nie podoba. Nie zatykam uszów, ale staram się skupić na grze. Jestem za kulturalnym dopingiem i zachowaniem na trybunach. Jeśli spytamy piłkarzy, jakiego dopingu sobie życzą, to odpowiedzą, że bluzgi ich nie interesują. A przecież kibic chyba przychodzi na stadion, by pomóc drużynie.

- Utrzymuje ksiądz kontakty z innymi kapelanami. Nie ma złośliwych uwag pod
adresem Widzewa, który aktualnie zajmuje ostatnie miejsce w tabeli?

- Zapewniam, że nie ma szydery z Widzewa. Kapelani sportowi, to nie ultrasi. Często pytają mnie o wyniki innych łódzkich drużyn, nie tylko piłkarskich. Ja zresztą też nie pojawiam się tylko na Widzewie. Odwiedzam też inne kluby. Interesuję się także innymi dyscyplinami.