Zawadzki:"Kiedyś było więcej indywidualności"
 
Wtorek, 24. grudnia 2013, godz. 15:33

Paweł Zawadzki rozegrał jako piłkarz Widzewa 43 spotkania, z RTS zdobył wicemistrzostwo Polski w 1977 roku, grał w trzech meczach Pucharu UEFA z Manchesterem City i Manchesterem United. Później był kapitanem Radomiaka w sezonie 1984/1985, gdy ten klub grał w ekstraklasie. Po powrocie pracował przez wiele lat w łódzkich szkołach jako nauczyciel wychowania fizycznego, a teraz z trzecią klasą licealną w Ośrodku Szkolenia Sportowego Młodzieży oraz w łódzkim Starcie z grupą rocznika 2002.

- Jak oceniasz pierwszą część sezonu zasadniczego bieżących rozgrywek ekstraklasy?
Paweł Zawadzki: - Różnice punktowe wynikają głównie z różnic w budżetach i długości ławek pełnowartościowych rezerwowych. Ale poziom się wyrównał. Świadczy o tym aż 6 porażek lidera i fakt, że Legia przegrała z ostatnim wtedy Podbeskidziem, które zdobyło po punkcie z Wisłą, Lechem czy Ruchem, a przecież w Bielsku nie ma teraz żadnego zawodnika, który mógłby grać na co dzień w tych zespołach. Jest kilka drużyn, które przy nowym regulaminie rozgrywek mogą równie dobrze zamieszać w górnej ósemce, jak mieć kłopoty z utrzymaniem, gdy rozczarowane trafią na zdesperowanych rywali w dolnej ósemce. Za mało jest szlagierowych spotkań łączących poziom, z zaciętością i dramaturgią, jak choćby dawne mecze Widzewa z Legią. Dawniej było też więcej indywidualności, które nigdy nie schodziły poniżej pewnego poziomu. Teraz wtapiają się w przeciętność. Współczuję selekcjonerowi reprezentacji, gdyby musiał oprzeć kadrę, na piłkarzach krajowych klubów. Na początku pokazało się kilku ciekawych zawodników z importu np. Portugalczyk Paixao w Śląsku, Visjnakovs w Widzewie, Japończyk Matsui w Lechii oraz zaciąg obcokrajowców z mojej rodzinnej Bydgoszczy. Widzę rodzynki obiecującej młodzieży, nawet w zamykającym tabelę Widzewie.

- Czy łodzianie mają szanse utrzymania?
- Już w końcówce pierwszej rundy, gdy zagrożenie spadkiem było możliwe, zabrakło w klubie determinacji, atmosfery "wszystkie ręce na pokład". Nie spodziewałem się, że Rafał Pawlak wywalczy w 6 meczach rewanżowych tylko jeden punkt. Ten kiepski finisz powiększył stratę do bezpiecznej strefy. To niepokoi. Trudno bowiem uważać bogate Zagłębie, pod wodzą doświadczonego Oresta Lenczyka, za kandydata do degradacji. Tym bardziej, że widać tam mobilizację w postaci choćby pozyskania Janoszki z Ruchu. Ale wierzę, że wiosną zobaczymy inny Widzew, grający mądrzej. To młoda drużyna, w której zawodnicy z każdym półroczem gry zyskują, a nie tracą. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności obowiązuje nowy regulamin rozgrywek, umożliwiający słabszym szybsze odrobienie strat.

- Jak na tym szarym końcu tabeli prezentuje się defensywa łodzian, tracąca najwięcej, bo 40 goli? W sezonie 1976/1977, gdy ty grałeś i Widzew był pierwszy raz na podium ligi, Burzyński wpuścił 31 bramek, ale w całym sezonie.
- Gorzej, bardziej nerwowo, grał w bramce Mielcarz. Od takiego rutyniarza spodziewałem się więcej. Runęła podstawowa sprawa dla defensywy, czyli stabilizacja składu. Pawlak miesza w tej formacji. Czasem musi, przez kartki i kontuzje, czasem nie. Odsunął Lafrance`a, który mógł mu pomóc. Przeważa w tej formacji młodzież, która pokazuje niemal w każdym meczu plusy, ale niestety przez brak doświadczenia i zgrania notuje wpadki. Zarówno w kadrze, jak i w lidze, dominuje obrona strefowa i widać jak to się kończy. Krycie indywidualne jest czymś wstydliwym. Za moich czasów w pewnych fazach meczów np. przy stałych fragmentach gry, każdy odpowiadał za wyznaczonego zawodnika. Widzew obecnie przegrywa końcówki przez błędy w kryciu, a właściwie brak krycia. W Białymstoku jakiś gajowy Gajos będący minutę na boisku wbiega osamotniony pod bramkę Mielcarza i dostaje piłkę na głowę. To decyduje o porażce łodzian, bo wśród widzewiaków przez ostatni kwadrans trwa szukanie winnego tej sytuacji. Tak było w wielu meczach tej jesieni. Może rozeznanie w zagrywkach rywali powinno być większe. Ale są też powody do optymizmu. Ostatnio np. jury wyłaniające najlepszego piłkarza gospodarzy w łódzkich meczach wskazuje na obrońców. Zegarki z logo Ligi Mistrzów od pani poseł Joanny Skrzydlewskiej otrzymali ostatnio Jonathan Perez, Jakub Bartkowski i Rafał Augustyniak. Nie tak dawno byłem kierownikiem drużyny w reprezentacji okręgu, prowadzonej przez Marka Dziubę i Józka Robakiewicza, która wygrywała w kraju w swojej kategorii wiekowej. Grał w niej Krystian Nowak, w którym widzieliśmy olbrzymi potencjał. Miło patrzeć, jak jego wszechstronność piłkarska rośnie już w otoczeniu ekstraklasy, czy reprezentacji młodzieżowej. A ma dopiero 19 lat i dobrze poukładane w głowie. Gdy nasze talenty będą się tak rozwijać, to może futbol łódzki będzie się nadal liczył.

Bogusław Kukuć