Bracia Visnjakovs: "W Widzewie jest super"
 
Poniedziałek, 9. września 2013, godz. 15:49

Latem w Widzewie furorę robią bracia Visnjakovs. Najpierw gole zacząć strzelać młodszy Edaurds, a jak mu się nie udało trafić w spotkaniu z Jagiellonią, to zastąpił go Aleksejs. W rozmowie z "Widzewiakiem" Łotysze opowiadają o kulisach transferu do Widzewa i grze w Łodzi.

- Obaj występujecie w podwójnej roli. Nie tylko jako zawodnicy Widzewa. Użyczacie także wizerunku firmie Sailing, która sponsoruje waszą grę. To dla was chyba nowa rola?
Aleksejs Visnjakovs: - Oczywiście. Dla mnie i dla brata jest to sytuacja nowa. Ale dzięki temu, że reklamujemy firmę "Grzyrzyka" (Grzegorza Waraneckiego - przyp. red.), jesteśmy w Widzewie. To trochę inna rola, ale fajna. Dajemy radę.

- Duża odpowiedzialność. Trzeba dobrze grać i strzelać bramki, żeby firma nie miała antyreklamy.
Eduards Visnjakovs: - Oczywiście. To dodatkowa odpowiedzialność. Ale na razie radzimy sobie chyba w miarę dobrze.

- Pierwszy trafił do Widzewa Eduards. Trochę było z tym zamieszania.
EV: - Tak. Zostałem Widzewowi zaproponowany przez menedżera, Widzew zaprosił mnie na testy. Pokazałem się z dobrej strony w sparingu w Opalenicy. Potem to już była tylko rozmowa o pieniądzach.
AV: - Takie rozmowy o pieniądzach zawsze są trudne. Szczególnie, że nie tyle chodziło o pieniądze dla Edzika, co dla menedżera.

- O którego menedżera chodzi? Tego rosyjskiego, z którym Eduards ma umowę, czy polskiego, który go reprezentował w rozmowach z Widzewem?
AV: - Mamy agenta z Rosji - Michaiła Lebiedieva. On nigdy nie działał w Polsce, nie zna tu nikogo. Więc dał autoryzację na polski rynek dla polskiego agenta – Piotra Tyszkiewicza. To on rozmawiał z Widzewem.

- Nie tylko z Widzewem. Także z GKS Bełchatów. Mało brakowało, a tam Eduards by trafił.
EV: - Chciałem zostać w Widzewie. To w końcu ekstraklasa. Ale menadżer przyjechał i powiedział: "Zabieraj torbę i jedziemy, Widzew cię nie chce".
Grzegorz Waranecki: - A to nie chodziło o to, że Widzew nie chce Edaurdsa, tylko nie chce tyle prowizji zapłacić.
EV: - Właśnie. Najważniejsze, że wszystko się dobrze skończyło.

- Pomógł Grzegorz Waranecki.
EV: - Tak, bardzo mu za to dziękuję.
AV: - "Grzyrzyk" bardzo nam pomaga. Fajnie, że przy Widzewie są tacy ludzie.

- Podobno tyle samo czasu z nim spędzacie, co z drużyną...
GW: - No co? Pomagam im.
AV: - Brat w ogóle nie rozumie po polsku. Gdyby nie "Grzyrzyk", ciężko byłoby mu się odnaleźć.

- Debiut miał wymarzony, wejście smoka.
EV: - Co mogę powiedzieć? Bardzo udany mecz.
GW: - Wiecie, że ten mecz był co do dnia 40 lat od premiery filmu "Wejście smoka"?
EV: - Nie wiedziałem.
GW: - Poważnie. Było wejście smoka "Wiśni".

- Spodziewałeś się takiego debiutu. Tak planowałeś, czy sam byłeś zaskoczony, że wyszło aż tak dobrze.
EV: - Miałem nadzieję, że strzelę bramkę w debiucie. A udało się dwie. Tego się nie spodziewałem.

- Wysoko poprzeczkę sobie zawiesiłeś.
EV: - Będę się starał cały czas grać na tym poziomie. Nie zawsze udaje się strzelić dwa gole w meczu. Ale trzeba próbować.









- A jak to było z bratem? Uzyskałeś status gwizdy i powiedziałeś: "Musi być w drużynie brat"?
EV: - Nie, nie. To w klubie pytali, co z bratem, gdzie gra.
AV: - A ja akurat rozwiązałem kontrakt w Rosji i byłem wolnym zawodnikiem.

- Aleksejs, spodziewałeś się, że wrócisz jeszcze do polskiej ligi?
AV: - Bardzo tego chciałem i udało się.

- Grałeś półtora roku w Polsce. Czemu wyjechałeś wtedy na wschód?
AV: - Cracovia spadła z ligi. Chciałem grać w ekstraklasie, pierwsza liga mnie nie interesowała. Byłem przecież reprezentantem Łotwy.

- Nie musiałeś grać w pierwszej lidze. Było 16 klubów w ekstraklasie. Nikt nie pytał o ciebie?
AV: - Rozmowy były, ale tylko rozmowy. Konkretów nie było. W międzyczasie dostałem dobrą ofertę z Rosji, to wyjechałem.

- Eduards, jakie nadzieje masz w związku z grą w Widzewie. Celem jest Bundesliga?
EV: - Na razie myślę o grze, o każdym kolejnym meczu. Co będzie potem, to zobaczymy.

- Aleksejs, w której lidze brata widzisz?
AV: - Jest młody i myślę, że ma szansę zagrać nawet w tej Bundeslidze. A może w lidze angielskiej? Ja już taki młody nie jestem. Przede wszystkim, chcę pomóc jemu. Będę mu dawał podania, żeby strzelił jak najwięcej goli i zrobił jak największą karierę.

- Jeden Łotysz poszedł już z polskiej ligi do Bundesligi.
AV: - Kolega Rudnevs radzi sobie tam nieźle. Rozmawialiśmy z nim nie tak dawno.

- Rudnevs brał nawet udział w zamieszaniu z agentem Pantakiem.
EV: - Taka była sytuacja. Namówili mnie i podpisałem papier. Myślałem, że to autoryzacja, a nie umowa na wyłączność.
AV: - Raz podpisał coś bez telefonu do mnie. Wcześniej, zawsze dzwonił i razem decydowaliśmy. A teraz nie. Ale już wie, jaki popełnił błąd i następnym razem będzie wiedział, jak postąpić.

- Eduards, nie jest tak, że ty chciałeś współpracować z tym menadżerem, tylko wycofałeś się po tej całej wrzawie medialnej.
EV: - Nie... Jak się zaczyna współpracę w taki sposób...?
AV: - Gdybyśmy się poznali, nabrali zaufania, to co innego. A on wymógł na Edziku podpisanie dokumentu. I jeszcze nie chciał mu zostawić drugiego egzemplarza. W ogóle byśmy nie wiedzieli, co podpisał.
GW: - Jeszcze Pantak ze mnie bandytę zrobił, że zastraszam was...
AV: - To oczywiście bzdura, "Grzyrzyk" nas nie zastrasza. Pomaga nam. Nie wiem, czy jest w Polsce lepszy człowiek.
GW: - U mnie słowo droższe od pieniędzy. Jak coś obiecam...
AV: - Nie chodzi tylko o pieniądze.

- W klubie jak cię czujecie?
AV: - Bardzo dobrze. W Widzewie jest super. Treningi fajne, wszystko nam się podoba. Aż chce się grać.

- A atmosfera w szatni?
AV: - Jest w porządku. Penie byłaby lepsza, gdyby było więcej punktów. Ale mamy młodą drużynę i przyszłość przed nami.

- Aleksejs, trzeba przyznać, że ty średnią wieku trochę zawyżasz. Nie mówią ci w szatni na "pan".
AV: - Nie, nie. Nie chcę na "pan". Ja sercem bardzo młody.

- Zrobiła na was wrażenie ta otoczka meczów? Bardzo chwaliliście kibiców.
AV: - Tak. Są wspaniali. Bardzo im dziękuje za przyjęcie. Atmosfera na stadionie jest znakomita. Jak kibice są dla ciebie fajni, to ty też chcesz dla nich wszystko zrobić.
EV: - Niezapomniane przeżycie, gdy cały stadion krzyczy: "Wiśnia gol"

- Łódź już trochę poznaliście?
AV: - Na razie nie bardzo. Jak będzie więcej czasu, to zobaczymy.

- Ale kibice na ulicy już was pewnie rozpoznają?
AV: - Było parę takich sytuacji. Parę autografów, wspólnych zdjęć. Nawet w sklepie jeden pan dziękował za bramkę. To bardzo miłe sytuacje.

Tomasz Andrzejewski