Damian Radowicz po dwóch latach znów zaczął grać w piłkę
 
Wtorek, 3. września 2013, godz. 15:59

O Damianie Radowiczu mało już kto pamięta. Ten 23-letni pomocnik przez ostatnie dwa lata w ogóle nie grał w piłkę. Mimo wielkich problemów zdrowotnych, były już zawodnik Widzewa wrócił do piłki. Zagrał w meczu trzeciej ligi po ponad 23 miesiącach od ostatniego oficjalnego spotkania. W ostatnią sobotę reprezentował barwy Mechanika Radomsko w starciu z WKS Wieluń (0:0).

"Faktycznie, kibice już chyba zdążyli o mnie zapomnieć, tak jak o innych kontuzjowanych zawodnikach. Ale zrobię wszystko, żeby jak najszybciej sobie o mnie przypomnieli. W piłkę nie grałem przez ponad 23 miesiące. W tym czasie przeszedłem dwie operacje ścięgna Achillesa. Lekarze mówili, że nie mają koncepcji na wyleczenie mnie..."  - opowiada Radowicz, który ostatni raz w oficjalnym meczu piłkarskim zagrał we wrześniu... 2011 roku. To było starcie Pucharu Polski: Stomil Olsztyn - Widzew.

Radowicz jeszcze wtedy nie wiedział, że czeka go wyboista i długa droga, aby znów grać w piłkę. Trenował wtedy z pierwszym zespołem Widzewa, który prowadził Czesław Michniewicz. Prawdopodobnie dla 21-letniego Radowicza trening były wtedy zbyt ciężkie. Zaczął odczuwać ból w nodze. "Trenowaliśmy wtedy trzy, a czasem nawet cztery razy dziennie na różnych nawierzchniach. Byłem młodym zawodnikiem, który miał szansę grać w pierwszej drużynie. Dlatego dawałem się z siebie wszystko" - wspomina 23-latek.

Organizm nie wytrzymał... Kontuzja była konsekwencją zaniedbań szkoleniowych z przeszłości, a także brak indywidualnego podejścia w treningach. "Najpierw otrzymywałem zastrzyki, które miały zwalczyć ból. Między innymi przez to zrobiły mi się zrosty w ścięgnie. Było tak źle, że ból odczuwałem nawet przy chodzeniu. Nie mówiąc o bieganiu czy grze"  - mówi Radowicz.

Konieczna była operacja. Radowiczowi oczyszczono ścięgno i rozpoczął rehabilitację. Po kilku miesiącach rekonwalescencji trener Radosław Mroczkowski zgodził się na powrót zawodnika do treningów z pierwszym zespołem, ale ból powrócił... Piłkarz zaczął jeździć po całej Polsce i konsultować się z różnymi lekarzami.

"Miałem kolejną operację. Istniało prawdopodobieństwo, że do rany wda się zakażenie. Dwa miesiące przyjmowałem antybiotyki. To był chyba najgorszy moment, bo mogłem w ogóle nie chodzić!" - mówi Radowicz. Finalnie udało się tego uniknąć. Od stycznia tego roku Radowicz zaczął indywidualne treningi ze swoim rehabilitantem i trenerem. Najpierw przy niewielkim obciążeniu. Z czasem coraz cięższe i dłuższe.

"To był trening indywidualny dostosowany do mojego zdrowia, moich słabych i silnych stron. Miałem rozpisaną indywidualną dietę uwzględniającą moje zapotrzebowanie na główne składniki odżywcze, a także witaminy i minerały. Minimalnie osiem godzin snu, zero alkoholu, codzienne rozciąganie, trening motoryczny, masaże, baseny - wszystko po to, żeby stworzyć dla organizmu jak najlepsze warunki powrotu do pełnej funkcjonalności. Ludzie pytali, po co to wszystko, skoro i tak nie zagram... A tu niespodzianka"  - kontynuuje pomocnik.

Pół roku ciężkiej pracy zaowocowało tym, że wreszcie mógł wrócić na boisko. Po ponad dwuletniej przerwie. Zagrał w oficjalnym ligowym meczu. Na razie w trzeciej lidze. Co teraz? "Koncentruje się na tym, żeby grać w piłkę najlepiej jak potrafię i wierzę, że mogę jeszcze zajść wysoko" - mówi zadowolony Radowicz.

Jakub Jankowski