W co inwestuje pieniądze Jarosław Bieniuk?
 
Wtorek, 8. lutego 2011, godz. 12:03

Piłkarze, którzy przebili się do Ekstraklasy, na ogół nieźle zarabiają. Do dużych - jak na polskie realia - pieniędzy, które pojawiają się na ich kontach, podchodzą różnie. Wielu szasta kasą na prawo i lewo, ale ci mądrzejsi pamiętają, że kariera piłkarza jest krótka i starają się oszczędzać, a często inwestują zarobione środki. Tak, jak Jarosław Bieniuk, który z powodzeniem radzi sobie także na giełdzie.

- Giełda to twoja pasja?
Jarosław Bieniuk: - Pasja to za dużo powiedziane. Po prostu w momencie, gdy zacząłem zarabiać większe pieniądze, a było to jeszcze w czasach gry w Amice Wronki, zacząłem zastanawiać się, co z nimi robić. Kupiłem jedno, drugie mieszkanie. Był jeszcze jakiś kapitał na koncie, który należało zagospodarować. Zacząłem się tym tematem interesować, czytać prasę i książki temu poświęcone. Zawsze pojawia się też taka osoba, która człowieka w życiu pokieruje. Mnie do przygody z giełdą zainspirował Darek Gęsior.

- Kiedy to było?
- W 2002 roku. Ja dosyć wcześnie podpisałem pierwszy profesjonalny kontrakt, już w 1999 roku. Szybko zacząłem grać w pierwszym zespole, a premie w Amice były wówczas bardzo wysokie. Zdobyliśmy Puchar Polski, grałem w półfinale i finale. Były sukcesy, to były też pieniądze. A jak one się pojawiają, to człowiek najczęściej myśli co z nimi robić. Wiedziałem, że Darek Gęsior bardzo interesuje się giełdą. Zacząłem go wypytywać o to. A, że mieszkaliśmy bardzo blisko siebie, właściwie klatka w klatkę, to mieliśmy okazję do częstych spotkań. Tak to się zaczęło. Od tego czasu inwestuję część środków, żeby rosły w jakiś inny sposób, niż tylko na lokacie.

- Znanym pasjonatem giełdy jest też Radek Matusiak. Jak trafił do Widzewa, od razu mieliście wspólny temat.
- Zgadza się, mieliśmy o czym pogadać. Co ciekawe, Radek tego bakcyla też złapał od Darka Gęsiora, który z Amiki odszedł do Wisły Płock i tam razem z nim grał. Radek to chłopak otwarty na wiedzę i zainteresował się tym tematem.

- Kiedyś Matusiak twierdził, że na giełdzie zarabia więcej, niż grając w piłkę.
- U mnie na pewno tak nie jest. Ja przede wszystkim inwestuję bardzo ostrożnie, nie ryzykuję zbytnio. Za nami duży kryzys, na którym 99,9% inwestorów straciło. Ja jestem w o tyle dobrej sytuacji, że zacząłem w takim momencie, że załapałem się na hossę, która była wcześniej. W czasie kryzysu oczywiście straciłem, głównie to, co zarobiłem wcześniej. Teraz ten kapitał powoli się odbudowuje. Myślę, że jak ktoś ostrożnie inwestuje w polską giełdą, nie zraża się i jest konsekwentny, to może być do przodu.

- To bardzo absorbujące czasowo?
- Dla mnie w tej chwili już nie. Kiedyś dużo bardziej się tym zajmowałem i indywidualnie obracałem akcjami. Teraz nie mam na to aż tak wiele czasu. Bardziej inwestuję poprzez fundusze inwestycyjne. Mam oczywiście jakiś kapitał na rachunku maklerskim, ale bardziej poluję na jakieś plotki, które czasem się sprawdzają, a czasem nie. Kiedyś grałem też na kontraktach terminowych, teraz już tego w ogóle nie robię, bo to jest dość stresujące. Można powiedzieć, że kiedyś byłem giełdą bardzo zafascynowany, teraz z wiekiem już podchodzę do tego spokojniej. Wiem, że nie ma łatwych pieniędzy. Zawsze jest ryzyko utraty środków.







- Masz jakiś wypracowany model inwestowania.
- Mówi się, że to żydowski model inwestowania. Staram się inwestować 1/3 kapitału w nieruchomości, 1/3 w akcje czy obligacje, a resztę trzymam na koncie, na jakąś okazję. Czasem pojawiają się dobre okazje, tylko wtedy trzeba mieć gotówkę, żeby z nich skorzystać. Staram się mniej więcej tych ram trzymać. Nie można wszystkiego włożyć w akcje, bo to ryzykowne. Nie można też w nieruchomości, bo one są znacznie mniej płynne. Trzeba dywersyfikować źródła dochodów. To daje względne bezpieczeństwo.

- A zaliczyłeś kiedyś jakąś spektakularną wpadkę, która śni ci się po nocach?
- Zaliczyłem. Miałem akcje spółki budowlanej, na której straciłem sporo pieniędzy. Właściwe wszystko, co zarobiłem przed kryzysem. To była całkiem pokaźna kwota. Kupiłem jej akcje po 70 złotych, potem kosztowały nawet 80 złotych, a w tej chwili są wyceniane na 20 złotych.

- Więcej było takich transakcji, na których sporo zarobiłeś?
- W czasie hossy sporo zarobiłem np. na Biotonie czy Polnordzie. Te spółki dały dobrze zarobić.

- Giełda to dobra opcja dla piłkarza, żeby pomnażać kapitał?
- Nigdy bym się nie odważył założyć, że będę żył z giełdy. Nie jestem wykształcony w tym kierunku. Poza tym, temu trzeba się bardzo poświęcić. Zaczynać sesję o godz. 9, kończyć o godz. 17. Może po zakończeniu kariery bardziej się tym zajmę, teraz mam mniej czasu i inwestuję raczej długoterminowo lub średnioterminowo. Głównym źródłem dochodu jest dla mnie piłka nożna. Gdybym nie grał w piłkę, to bym pewnie nie miał takich problemów, bo bym żył od pierwszego do pierwszego.

Tomasz Andrzejewski