Sernas: "Nie czuję się żadną gwiazdą"
 
Wtorek, 5. października 2010, godz. 11:02

Kibice Widzewa znają klasę Darvydasa Sernasa już od dłuższego czasu. Sympatykom futbolu w całej Polsce dał się poznać dopiero po awansie do Ekstraklasy, gdy udanie zastąpił kontuzjowanego Marcina Robaka i w pierwszych kolejkach strzelał bramki jak na zawołanie. Szerokim echem odbił się również jego gol, strzelony słynnemu Petrowi Cechowi w meczu Litwy z Czechami.

- Wystarczyło kilka meczów w Ekstraklasie, żebyś stał się jedną z jej gwiazd...
Darvydas Sernas: - Ja gwiazdą? Nie... Nie czuję się żadną gwiazdą. Po prostu staram się robić swoje. Rozegraliśmy dopiero kilka meczów, to sam początek sezonu. Dużo pracy jeszcze przede mną i przed kolegami, żeby osiągnąć na koniec rozgrywek jak najlepsze miejsce.

- Na pewno jednak widać, że nie miałeś problemu z przeskokiem z pierwszej ligi do Ekstraklasy. Nawet wygląda na to, że gra ci się łatwiej.
- Piłka w Ekstraklasie jest bardziej techniczna, niż w pierwszej lidze. Bardziej decydują umiejętności, niż siła. Radzę sobie.

- A jak radzisz sobie z rosnącą popularnością? Zamieszanie wokół ciebie jest spore.
- Rzeczywiście, jest trochę tego zamieszania. Na pewno więcej, niż było w pierwszej lidze. Ale podchodzę do tego zupełnie normalnie. To część mojej pracy.

- Nie męczą cię liczne wywiady?
- Bez przesady. Nie jest ich tak wiele. Może po meczach jest sporo tych rozmów, ale w tygodniu niewiele. Na co dzień normalnie trenuję, żyję jak wcześniej.

- Na Litwie też jest tak dużo szumu wokół ciebie?
- Nie, tam nie. U nas na Litwie piłka nie jest taka popularna, jak w Polsce. Sportem numer jeden jest koszykówka. Na niej skupia się zainteresowanie mediów i kibiców. Nie dziw się temu. Dopiero co Litwa na Mistrzostwach Świata w koszykówce zdobyła brązowy medal. Młoda reprezentacja zrobiła świetny wynik. A jak są wyniki, to jest zainteresowanie. Z piłka u nas jest inaczej, frekwencja na stadionach jest niewielka, dużo mniejsza, niż w Polsce.

- Ty nigdy nie chciałeś być koszykarzem?
- Jak masz 1,5 metra wzrostu, to ciężko myśleć o grze w kosza. (śmiech) Dlatego grałem w piłkę, gdybym był wyższy, to może byłoby inaczej. Na Litwie większość młodych garnie się jednak do koszykówki.









- Lubisz oglądać mecze koszykówki?
- Bardzo lubię. Ogólnie lubię sport, także inne dyscypliny. Koszykówkę oglądam bardzo często, szczególnie jak gra Litwa, bo już inne mecze to nie koniecznie. Cieszyłem się, że jak w Polsce był EuroBasket, to mogłem zobaczyć mecze moich rodaków w Łodzi. Oczywiście wybrałem się. Szkoda, że wtedy Litwini trochę się nie popisali. Ale trudno.

- Może dzięki bramce, zdobytej dla Litwy w meczu eliminacyjnym z Czechami, będziesz teraz bardziej rozpoznawalny w swoim kraju?
- Nie wiem, może tak jest. Trudno mi powiedzieć, bo prosto z Czech przyjechaliśmy z "Migdałem" do Łodzi. Ale spokojnie. Najważniejsze, że wygraliśmy ten mecz. To, że strzeliłem w nim bramkę, cieszy mnie dodatkowo. Dobrze zaczęliśmy eliminacje do Euro 2012. Mecze ze Szkocją i Czechami, w których zdobyliśmy cztery punkty, pokazały, że mamy potencjał. Jak by nam się udało awansować do Euro 2012, to może miałbym okazję zagrać w meczu z Polską. Byłoby fajnie.

- W najbliższych dniach czeka Litwę jeszcze cięższy mecz, z Hiszpanią.
- Wszyscy wiemy, jaką drużyną jest Hiszpania. To mistrz świata i mistrz Europy. Wszyscy wiedzą, jak oni grają, to bardzo silny zespół. Ale mecz się zaczyna od stanu 0:0 i zobaczymy, co się wydarzy. Argentyna pokazała, że z Hiszpanią też można wygrać.

- Zanim trafiłeś do Widzewa, w reprezentacji grałeś niewiele.
- Trochę grałem. Miałem chyba kilka występów. Teraz mam chyba około 20. Na pewno pomogło to, że w Polsce występuje regularnie. Jak często grałem po 90 minut, to selekcjoner widział, że jestem w dobrej formie i wysyłał powołania. Tym bardziej po tym, jak zostałem przesunięty do ataku i zacząłem strzelać gole dla Widzewa.

- Właśnie, to przesunięcie do ataku to był moment zwrotny w twojej karierze w Widzewie.
- Tak, wcześniej grałem jako pomocnik, ale przesunięcie do ataku rzeczywiście dobrze mi zrobiło. Jestem szczęśliwy, że tak się stało.

- Zanim trafiłeś do Widzewa, grałeś kiedyś jako napastnik?
- Nie, nigdy. Tylko jako pomocnik, a jak byłem młodszy, to nawet jako obrońca. Ale zawsze tych goli trochę strzelałem, po kilka w sezonie.

- Kto wpadł na pomysł, żeby przesunąć cię do ataku?
- To zasługa trenera Jose Couceiro, który był do niedawna selekcjonerem naszej reprezentacji. Brakowało nam napastnika i trener wymyślił, że spróbuje na tej pozycji mnie. Dobrze zagrałem, wygraliśmy 2:1 i tak już zostało. Trener Janas zobaczył to, może rozmawiał też z trenerem Couceiro. W każdym razie też dał mi szansę w ataku. W pierwszym meczu zdobyłem od razu gola i tak już poszło. Ale na pomysł wpadł Couceiro. Bardzo jestem mu za to wdzięczny. W ogóle uważam, że Portugalczyk jest dobrym trenerem, bardzo dobrze mi się z nim pracowało.

- Podobno twoje hobby, to nie tylko strzelanie do bramki rywali...
- (śmiech) Tak, strzelam też trochę do kaczek i bażantów. Lubię też łowić ryby, ale jednak wolę polować. Mam nawet psa, którego można na polowanie zabrać.

- W Polsce już też polowałeś?
- Wybieram się. Raz tylko byłem z kolegą, ale nie polowałem, tylko obserwowałem. Jeszcze zdążę to zrobić.

- Trener Janas nie chciał cię zabrać na polowanie? On przecież jest znanym miłośnikiem polowań.
- Trener nie chciał mnie wziąć. Trochę tylko pożartowaliśmy na ten temat i tyle.

- A do Polonii nie chciał cię zabrać ze sobą?
- Nie wiem, jego spytaj. Ja nie myślę o odejściu. Dobrze mi w Widzewie. Mam tu kontrakt, chcę grać dla tej drużyny.

- Oferty z zagranicznych klubów to tylko kwestia czasu. Już latem chciał cię kupić mistrz Izraela - Hapoel Tel Aviv. Podobno oferowali milion euro.
- Był temat, ale upadł. Nie ma co do tego wracać. Teraz myślę tylko o grze dla Widzewa. Zagraniczny klub? Przyjdzie na to czas. Takie jest życie piłkarza, że kluby się zmienia. Każdy zawodnik chciałbym grać w jak najmocniejszym w zespole, występować w Lidze Mistrzów. Ale to temat na przyszłość, nie na teraz.

- Kiedy byłby dobry moment na taki wyjazd?
- Nie wiem. Naprawdę o tym teraz nie myślę. Koncentruję się na graniu, na tym, żeby dobrze wypaść w najbliższym meczu. Nie chcę wyjechać, tylko po to, żeby wyjechać. Czekam, aż będzie dobra propozycja, wtedy będę myślał. Tu w Łodzi jest mi dobrze, zaaklimatyzowałem się, dobrze się czuję. O zmianie klubu na razie nie myślę.

- W tej aklimatyzacji pomogło pewnie to, że przed tobą do Widzewa trafił już Mindaugas Panka?
- Na pewno to pomogło. "Migdał" to dobry kolega, świetnie się rozumiemy. Znamy się zresztą od dawna, razem graliśmy w Vetrze Wilno, także w reprezentacji. Dobrze, że mogę z kimś pogadać po litewsku. Oczywiście pomaga mi także to, że w Polsce mieszka ze mną moja dziewczyna Sandra.

- Z Panką możesz pogadać po litewsku, ale z polskim też problemów nie masz.
- Mam. (śmiech) Ale staram się. Też "Migdał" mi w tym pomaga. Jak czegoś nie rozumiem, to on mi tłumaczy. 

Tomasz Andrzejewski