
Grzeszczakowski: "Trener musi mieć autorytet"
Środa, 6. stycznia 2010, godz. 14:05
Juniorzy młodsi Widzewa rundę jesienną w lidze wojewódzkiej zakończyli na szóstym miejscu, z dorobkiem 17 punktów. Ich szkoleniowiec Marek Grzeszczakowski nie jest zadowolony z tego wyniku. Wskazuje jednak na spore zmiany w jego zespole, a także na fakt, że jest już siódmym trenerem w tym roczniku, a jego budowa wciąż trwa. Piłkarze Widzewa potrafili pokonać w derbowym meczu ŁKS 2:0, ale gubili punkty z potencjalnie słabszymi rywalami, jak choćby Pogonią Zduńska Wola (3:3). Zdecydowanym liderem rozgrywek jest UKS SMS Łódź (31 punktów) przed LUKS Bałucz (25) i GKS Bełchatów (23).
- Wspomniał pan o sporych zmianach kadrowych w drużynie. Jak one wyglądały?
Marek Grzeszczakowski: - Do mojego zespołu przyszło aż siedmiu piłkarzy z poza Łodzi. Dwóch z Warszawy, trzech z Radomia i dwóch z Koluszek.
- To faktycznie mała kadrowa rewolucja. Skąd jednak wzięły się te posiłki? W jaki sposób trafili do Łodzi ci zawodnicy?
- Piłkarze z Warszawy to Łukasz Kawka i Patryk Stefaniak. Polecił mi ich trener kadry stolicy rocznika 1993. Przyjrzałem się im i oceniłem, że to ciekawi zawodnicy. Przenieśli się do Łodzi i mieszkają w internacie. Uczęszczają do Zespołu Szkół nr. 41 przy ul. Czernika na Widzewie. Z Broni Radom trafili do nas Mateusz Radecki, Damian Kaczor i Marcin Jaworski. Przyjechali sami i zaprezentowali się dobrze na zajęciach. Dlatego dostali szansę. Najszybciej wykorzystał ją Radecki, bo już gra w zespole juniorów starszych i jest tam wyróżniającym się piłkarzem. Wszyscy wymienieni chłopcy są wypożyczeni na okres trwania nauki w szkole średniej. Później, jeśli się sprawdzą, trzeba będzie negocjować z ich macierzystymi klubami.
- Została jeszcze wspomniana dwójka z Koluszek...
- To Adam Kwiatkowski i Damian Wajszczyk, którzy byli wypożyczeni z Koluszek do końca 2009 roku. Teraz trzeba ustalić z prezesem tego klubu nowe warunki, bo to również dobrzy zawodnicy i chciałbym ich mieć nadal w drużynie.
- Czy po tak dużych zmianach, zespół już powoli się wykrystalizował i osiągnął dobry sportowy poziom?
- To trwa cały czas. Kiedy przejmowałem tych chłopców, musiałem "wyprostować" parę spraw organizacyjnych i wewnątrz zespołu. Powiedziałem rodzicom, że osobą, która ustala skład i wszelkie inne sprawy, jest trener i oni to zrozumieli, bo wcześniej różnie z tym bywało. Trener musi mieć autorytet w zespole.
- To chłopcy w wieku 15-16 lat, na pewno nie jest łatwo utrzymać u nich dyscyplinę i motywację do gry...
- Dlatego postawiłem sprawę jasno. Nikogo na siłę w zespole nie będziemy trzymać. Liczę na tych, którzy mają charakter i silną wolę do uprawiania piłki nożnej. Ci, którzy będą robić postępy, automatycznie awansują do zespołu juniorów starszych, inni będą rezerwowymi, bądź zostaną przesunięci do łódzkiej klasy juniorów. A chętnych do gry w Widzewie nie brakuje. Wciąż zgłaszają się zawodnicy z innych klubów, którzy chcieli by u nas kontynuować karierę.
- Wspomniał pan o sporych zmianach kadrowych w drużynie. Jak one wyglądały?
Marek Grzeszczakowski: - Do mojego zespołu przyszło aż siedmiu piłkarzy z poza Łodzi. Dwóch z Warszawy, trzech z Radomia i dwóch z Koluszek.
- To faktycznie mała kadrowa rewolucja. Skąd jednak wzięły się te posiłki? W jaki sposób trafili do Łodzi ci zawodnicy?
- Piłkarze z Warszawy to Łukasz Kawka i Patryk Stefaniak. Polecił mi ich trener kadry stolicy rocznika 1993. Przyjrzałem się im i oceniłem, że to ciekawi zawodnicy. Przenieśli się do Łodzi i mieszkają w internacie. Uczęszczają do Zespołu Szkół nr. 41 przy ul. Czernika na Widzewie. Z Broni Radom trafili do nas Mateusz Radecki, Damian Kaczor i Marcin Jaworski. Przyjechali sami i zaprezentowali się dobrze na zajęciach. Dlatego dostali szansę. Najszybciej wykorzystał ją Radecki, bo już gra w zespole juniorów starszych i jest tam wyróżniającym się piłkarzem. Wszyscy wymienieni chłopcy są wypożyczeni na okres trwania nauki w szkole średniej. Później, jeśli się sprawdzą, trzeba będzie negocjować z ich macierzystymi klubami.
- Została jeszcze wspomniana dwójka z Koluszek...
- To Adam Kwiatkowski i Damian Wajszczyk, którzy byli wypożyczeni z Koluszek do końca 2009 roku. Teraz trzeba ustalić z prezesem tego klubu nowe warunki, bo to również dobrzy zawodnicy i chciałbym ich mieć nadal w drużynie.
- Czy po tak dużych zmianach, zespół już powoli się wykrystalizował i osiągnął dobry sportowy poziom?
- To trwa cały czas. Kiedy przejmowałem tych chłopców, musiałem "wyprostować" parę spraw organizacyjnych i wewnątrz zespołu. Powiedziałem rodzicom, że osobą, która ustala skład i wszelkie inne sprawy, jest trener i oni to zrozumieli, bo wcześniej różnie z tym bywało. Trener musi mieć autorytet w zespole.
- To chłopcy w wieku 15-16 lat, na pewno nie jest łatwo utrzymać u nich dyscyplinę i motywację do gry...
- Dlatego postawiłem sprawę jasno. Nikogo na siłę w zespole nie będziemy trzymać. Liczę na tych, którzy mają charakter i silną wolę do uprawiania piłki nożnej. Ci, którzy będą robić postępy, automatycznie awansują do zespołu juniorów starszych, inni będą rezerwowymi, bądź zostaną przesunięci do łódzkiej klasy juniorów. A chętnych do gry w Widzewie nie brakuje. Wciąż zgłaszają się zawodnicy z innych klubów, którzy chcieli by u nas kontynuować karierę.
Robert Borkowski
Copyright © 1998 - 2009 "Widzewiak". All Rights Reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.