
Robak: "Nie mam zamiaru niczego obiecywać"
Czwartek, 13. sierpnia 2009, godz. 03:02

Najlepszy strzelec widzewskiej drużyny Marcin Robak udanie rozpoczął sezon. W dwóch kolejnych meczach zdobył dwa gole. Mimo to, nie chce rozmawiać o koronie króla strzelców, nie zamierza też deklarować ile bramek strzeli.
- W piątek derby Łodzi. Miałeś okazję zagrać wcześniej w jakichś meczach derbowych?
Marcin Robak: - Grałem jeszcze w trzeciej lidze, w barwach Miedzi Legnica. To były spotkania z Chrobrym Głogów. Tam też kibice bardzo się nie lubią i zawsze na tych meczach było bardzo gorąco. Oczywiście, tych derbów nie można porównać do derbów Łodzi, które cieszą się znacznie większym zainteresowaniem.
- Traktujesz derby Łodzi wyjątkowo, czy to po prostu kolejny mecz?
- Dla kibiców to mecz szczególny, ale ja go traktuję normalnie, bo można za niego dostać najwyżej trzy punkty. Tylko przy okazji kibicom można zrobić przyjemność, pokonując lokalnego rywala. Zapewniam, że zrobimy wszystko, by odnieść zwycięstwo i nie rozczarować naszych fanów.
- Ostatnie derby Widzew przegrał. To była pierwsza porażka z ŁKS od wielu, wielu lat. - Kojarzę tamto spotkanie. Pamiętam, że ŁKS był wtedy drużyną zdecydowanie lepszą od Widzewa i wygrał zasłużenie. Ale to już przeszłość. Teraz zagramy u siebie, jesteśmy faworytem i myślę, że wygramy dla naszych kibiców. - W tamtych przegranych derbach Widzewowi brakowało m.in. zawodnika, który by trafił do siatki. - Mówiąc o przewadze ŁKS w tamtym meczu, miałem na myśli całokształt gry. Gdyby Widzew był silniejszy, to nawet jak by gola nie zdobył, to by nie pozwolił przynajmniej sobie bramki wbić. Jak nie można meczu wygrać, to trzeba przynajmniej zremisować. - Waszym atutem przed piątkowym meczem będzie stabilizacja. W ŁKS panuje wciąż niepewność. - Tak, my jesteśmy na fali, wygraliśmy kolejne dwa mecze i mam nadzieję, że wygramy trzeci. Całe zamieszanie w ŁKS jest dobrze znane, ale liczę, że mimo to obie drużyny zagrają na wysokim poziomie i stworzą wielkie widowisko. Wszyscy w klubie liczymy, że zakończy się ono pomyślnie dla nas. - Można powiedzieć, że ten mecz to będzie namiastka Ekstraklasy? - Nie wracajmy już do tematu tej Ekstraklasy. Pewnie, mógłby to być mecz na poziomie najwyższej klasy rozgrywkowej, bo i ŁKS, i my wywalczyliśmy prawo startu w niej. Z drugiej strony, drużyna ŁKS to już nie ten sam zespół, sporo zawodników odeszło. |
![]() ![]() ![]() ![]() ![]() |
- W Łodzi nikogo nie cieszy konieczność grania znowu w pierwszej lidze, ale jednym plusem takiej sytuacji jest to, że możesz znowu powalczyć o koronę króla strzelców, która w zeszłym sezonie ci się wymknęła.
- Czy powalczę o koronę, to będzie można określić dopiero na półmetku rozgrywek. Teraz nie mam zamiaru niczego obiecywać. Sezon jest ciężki i nigdy nic nie wiadomo. Oczywiście, chciałbym strzelić jak najwięcej bramek, ale wolę najpierw to zrobić, a potem o tym mówić.
- Rok temu, gdy przyszedłeś do Widzewa, wziąłeś numer 22 i zadeklarowałeś, że strzelisz 22 bramki. Nie udało się, to teraz zmieniłeś numer na 11...?
- Jak przyszedłem, to numer 11 był zajęty, więc wziąłem numer dwa razy większy. Natomiast nigdy nie obiecywałem, że strzelę 22 bramki. To dziennikarze tak pisali, że skoro mam taki numer, to powinienem tyle strzelić. Ja mogłem powiedzieć najwyżej, że byłbym szczęśliwy, gdybym udało się tyle goli zdobyć.
- Czyli 11 bramek nie zadowoli cię w tym sezonie?
- Tyle, to może być na rundę. Jak mówiłem, nic nie chcę deklarować. Postaram się strzelić jak najwięcej bramek, ale pewnie w tym sezonie będzie trudniej. Obrońcy będą bardziej się skupiać na pilnowaniu mnie.
- W Koronie po każdej bramce fryzjer wycinał ci na głowie paseczek. Czemu z tego zrezygnowałeś?
- Myślę o tym, żeby wrócić do tego. Gdybyśmy grali w Ekstraklasie, to bym to robił już teraz. Kibice pamiętają mnie z tych pasków i na pewno jeszcze je będę miał. Tylko muszę znaleźć w Łodzi dobrego fryzjera lub fryzjerkę. Te paski robiło się nie maszynką, tylko brzytwą. Nie każdy fryzjer chce coś takiego robić.
- Ustawienie z jednym napastnikiem pasuje ci, czy wolałbyś mieć jakiegoś partnera w ataku, który pomoże lub przynajmniej skupi uwagę obrońców?
- To ustawienie jest niezłe, bo jeden z środowych pomocników jest ustawiony ofensywnie i zawsze znajduje się gdzieś w pobliżu mnie. Trener uznał, że chce grać większą ilością zawodników w środku pola, żeby jak najdłużej utrzymywać się przy piłce. Zresztą, często na skrzydłach są ustawiani choćby Grzelczak czy Oziębała, którzy też są napastnikami i mogą wspomóc mnie. Na razie to ustawienie się sprawdza, bo wygraliśmy dwa mecze. A pewnie, gdyby coś się źle układało, to trener by wpuścił drugiego napastnika.
- Jak gracie jednym napastnikiem, to zwykle przy tobie stale jest jeden lud dwóch defensorów.
- Tak, ale nie tylko napastnik strzela bramki. Jeśli zespół ma silną drugą linię, to zawsze do tych bramkowych sytuacji dojdzie. Jak napastnik jest pilnowany przez dwóch rywali, to więcej miejsca mają pomocnicy. A czasami jest i tak, że wygrywa się 1:0 po bramce obrońcy, po stałym fragmencie gry. Nie jest powiedziane, że zawsze strzelać musi tylko napastnik.
- Właśnie głównie ze stałych fragmentów gry strzelacie bramki w tym sezonie. Dobrze się czujesz w ich egzekwowaniu?
- Nie zawsze je wykonywałem. W Koronie dużo tych wolnych nie strzelałem, prawie zawsze wykonywał je Edi. Po moim przyjściu do Widzewa, trener zobaczył podczas treningów, że wykonywanie rzutów wolnych dobrze mi idzie i zacząłem je wykonywać również podczas meczów. W Opolu udało mi się trafić z wolnego w samej końcówce i w Stalowej Woli również potwierdziłem, że rzuty wolne to moja silna strona.
- To był strzał nie do obrony, czy po prostu bramkarz się zagapił?
- To było soczyste uderzenie. Dystans był dość duży, ale jak się dobrze uderzy, to nawet z takiej odległości bramkarz może mieć problemy. Golkiper Stali był trochę za blisko słupka. Ja uderzyłem przy drugim słupku, on się zawahał, czy ma się rzucać i było po wszystkim, piłka była w bramce.
- Jesteś też etatowym egzekutorem rzutów karnych. Na treningach strzelasz pięć na pięć?
- Podczas treningów często nie. Nasi bramkarze nas dobrze znają i często w ciemno rzucą się we właściwą stronę. Ale to jest normalne, skoro ćwiczymy z nimi karne tak często.
- Mówi się, że nie ma obronionych karnych, są najwyżej źle strzelone.
- Tak się przyjęło, ale bramkarz często ma szansę. Jeśli nie będzie czekał do końca, tylko w ciemno rzuci się we właściwą stronę, to może odbić piłkę.
- W poprzednim sezonie dwa karne zmarnowałeś.
- Ale to nie bramkarze je obronili. Raz trafiłem w słupek, raz w poprzeczkę. Bramkarze w obu przypadkach szli w przeciwny róg. To były po prostu niedokładne uderzenia, ale ja się nie zraziłem przez to do karnych. To jest tylko piłka, każdy zawodnik się czasem myli. Natomiast na treningach pracuję ciężko, żeby potem w meczach mylić się jak najmniej.
- Jeśli w derbach będzie rzut karny, to nie zawahasz się, by podejść do piłki?
- Nie. Jestem napastnikiem i nie mogę się bać sytuacji sam na sam z bramkarzem czy rzutów karnych, bo bym nie był w stanie nic strzelić. To, że czasem się nie uda wykorzystać jedenastki lub stuprocentowej sytuacji, to zdarza się. W meczu z Wartą nie wykorzystałem karnego, ale kilka minut później była sytuacja bramkowa i strzeliłem gola głową.
- Podjąłeś już decyzję, że na pewno pozostajesz w Widzewie, mimo braku awansu?
- Okienko transferowe trwa do końca sierpnia. Jeśli jakaś oferta wpłynie do klubu, to usiądę i rozważę ją. Ale jeśli będę widział, że klub chce, żebym został, to prawdopodobnie nie odejdę. W Koronie rok temu była trochę inna sytuacja.
- Korona chciała, żebyś odszedł?
- Po spadku odbyły się rozmowy z zawodnikami. Każdy deklarował, czy chce zostać, czy woli odejść. Ja powiedziałem, że chcę zostać, ale nie na takim samym kontrakcie. Powiedziałem swoje, klub powiedział swoje i tyle. Nie doszliśmy do porozumienia, więc odszedłem. Gdyby Koronie zależało na zatrzymaniu mnie, to pewnie bym tam został. Ale chcieli przede wszystkim zmniejszyć wydatki i to im się udało, bo sporo zawodników odeszło, a oni zarobili pieniądze.
- Masz jakieś oferty?
- Nie dostałem z klubu żadnej informacji, że trafiła tam jakaś oferta. Na razie zatem o niczym nie wiem.
- Trener Paweł Janas stwierdził, że pewnie części z was nie będzie się uśmiechało dalsze występowanie w pierwszej lidze, bo macie ambicje gry w reprezentacji. Pewnie chodziło mu głównie o ciebie.
- Każdy zawodnik ma jakieś ambicje, ja również. Chciałbym grać w Ekstraklasie, o wysokie cele. Jeśli drużyna będzie grać na dobrym poziomie, to jakieś powołania mogą się pojawić. Ale to najpierw musimy wrócić do Ekstraklasy, żeby o tym myśleć.
- W pierwszej lidze nie ma szans na powołanie?
- Szansa jest, Leo Beenhakker powoływał już zawodników z pierwszej ligi i dał im szansę pokazania się. Ale o wiele łatwiejsza droga do reprezentacji jest z Ekstraklasy.
Tomasz Andrzejewski
Copyright © 1998 - 2009 "Widzewiak". All Rights Reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.