Początek działalności klubu datuje się na 5 listopada 1910 roku, kiedy to w Piotrkowie Trybunalskim w rejestr zostało wpisane Towarzystwo Miłośników Rozwoju Fizycznego w Widzewie, a tydzień później tzn. 12 listopada 1910 r. Statut klubu został podpisany przez carskiego gubernatora. Piłkarski zespół TMRF brał udział w mistrzostwach miasta Łodzi w których nie odegrał poważniejszej roli. W swym inauguracyjnym meczu przegrał 0:1 z ekipą łódzkiej Victorii. Z chwilą wybuchu I wojny światowej działalność klubu została zawieszona. Obecna nazwa pochodzi z 24 stycznia 1922 roku kiedy to grupa działaczy widzewskiej PPS zwołała walne zgromadzenie założycielskie Robotniczego Towarzystwa Sportowego Widzew. Prezesem klubu wybrany został Bolesław Świerożewicz. Początkowo klub posiadał dwie sekcje: lekkoatletyczną i piłkarską, która od samego początku skupiała w swych szeregach dużo młodzieży zwłaszcza z kręgów klasy robotniczej. W swym pierwszym meczu w historii pod nową nazwą piłkarze RTS Widzew ulegli 2 kwietnia 1922 r. rezerwom ŁKS 2:4. 30 marca 1930 roku zapisał się w historii klubu otwarciem własnego boiska znajdującego się przy ulicy Rokicińskiej (obecna Piłsudskiego). Aż do wybuchu II wojny światowej piłkarze Widzewa grali głównie w łódzkiej klasie A, na ogół bez większych sukcesów. Wynikało to głównie z problemów finansowych, które skutecznie uniemożliwiły rywalizację z możnymi klubami fabrycznymi. Jako ciekawostkę tego okresu można podać fakt zdobycia przez Widzew mistrzostwa Polski klubów robotniczych. Stało się to po wygraniu 3:2 (w pierwszym meczu - 3:3) w finale mistrzostw z Zagłębiem Dąbrowa Górnicza. Działo się to 20 listopada 1932 roku.
Data 25 marca 1945 roku zaczyna powojenną oficjalną historię Widzewa. Wtedy to utworzono komitet organizacyjny dla reaktywowania działalności klub. Już dwa lata później RTS awansował do I ligi. Po wygraniu klasy A i pierwszych eliminacjach strefowych, w drugiej zajął 4 miejsce, jednak dzięki rozszerzeniu ekstraklasy z 12 do 14 zespołów Widzew mógł świętować awans. Debiut w ekstraklasie przypadł na 14 marca 1948 roku. Mecz rozegrany został na stadionie ŁKS-u a przeciwnikiem była drużyna ZZK Poznań (dzisiejszy Lech) i zakończył się zwycięstwem RTS-u 4:3, a pierwszą, historyczną bramkę w pierwszej lidze dla Widzewa zdobył w 10 minucie Bolesław Fornalczyk. Niestety pierwszy sezon w ekstraklasie zakończył się spadkiem. Powodem tego nie była młodość i brak doświadczenia zespołu, ale jak podają niektóre źródła, trzon kadry tworzyli piłkarze "wiekowi", zmęczeni doświadczeniami wojennymi, uważani na terenie łódzkim za graczy drugiej klasy. W drugiej lidze Widzew grał aż do 1952 r. Kiedy to po przegranych barażach z Kolejarzem Łódź spadł do III ligi. W tej lidze i klasach niższych RTS grał przez następne 20 lat. Przełomowy okazał się rok 1969, kiedy to do klubu przenieśli się z łódzkiego Startu dwaj działacze: Ludwik Sobolewski i Stefan Wroński. Byli to główni twórcy późniejszych sukcesów Widzewa. Obaj mieli wizję stworzenia drużyny, która funkcjonowałaby według zasad przyjętych w Europie Zachodniej. Jesienią do Widzewa przyszedł wyrzucony z drugoligowego ŁKS-u Leszek Jezierski. Zaowocowało to awansem z ligi okręgowej do drugiej ligi, gdzie Wdzew grał już w 1972 r. Po awansie nastąpił 3-letni okres drugoligowej kwarantanny, podczas którego przygotowywano się do występów w ekstraklasie.
Działacze Widzewa zdawali sobie sprawę, że zespół trzeba wzmocnić aby z powodzeniem mógł grać w najważniejszej lidze. Do klubu sprowadzono m.in. Tadeusza Gapińskiego, Wiesława Surlita, Zdzisława Kostrzewińskiego, Pawła Janasa, Tadeusza Błachno, Andrzeja Pyrdoła. Na koniec sezonu 1974/75 awans (po 27 latach gry w niższych ligach) stał się faktem. Rozpoczął on nową epokę w historii klubu, jak również całej polskiej piłki. W pierwszym sezonie po powrocie do ekstraklasy zespół wzmocniony Zbigniewem Bońkiem zajął 5 miejsce. Pozyskanie "Zibiego" do łódzkiego klubu było zasługą "obrotności" i wielkiej dyplomacji marzącego o "wielkiej drużynie" Sobolewskiego, choć pomógł w tym również przypadek. Po jednym ze słabszych występów w brawach Zawiszy brak ambicji ulubieńcowi bydgoskich kibiców zarzucił mistrz olimpijski w biegach z przeszkodami Krzyszkowiak. Jeden z najlepszych polskich piłkarzy odpowiedział mu w kilku mocnych słowach, co myśli o jego wypowiedzi. Jak po latach wspominał piłkarz: "Mogłem grać słabiej, ale ambicji nigdy mi nie brakowało". Nieznająca sprawy piłkarska Bydgoszcz była oburzona zachowaniem piłkarza, który przyjął wtedy ofertę łódzkiego klubu. W następnym sezonie, Widzew wzmocniony wszechstronnym Mirosławem Tłokińskim, zdobył wicemistrzostwo kraju awansując tym samym do rozgrywek o Puchar UEFA. W swym debiutanckim występie na międzynarodowej arenie, RTS zremisował na wyjeździe z Machesterem City 2:2, po dwóch bramkach Bońka - bohatera meczu. W rewanżu, na stadionie ŁKS-u, padł remis 0:0, co dało sensacyjny awans do następnej rundy łódzkiej jedenastce. Jako ciekawostkę można podać fakt pobicia się trenera Widzewa - Bronisława Waligóry i angielskiego masażysty. W kolejnej rundzie RTS grał bez powodzenia z PSV Eindhoven, przegrywając dwa razy: 3:5 i 0:1. Na pocieszenie zostaje fakt późniejszego zdobycia przez holenderski klub Pucharu UEFA. W kolejnym sezonie (1977/78) klub zajął dopiero 10 miejsce. To samo miejsce Widzew zajmował po rundzie jesiennej następnego sezonu. Wtedy to Sobolewski i Wroński postanowili dokonać kolejnych zakupów. RTS wzmocnili Piotr Romke i Włodzimierz Smolarek. Z tym ostatnim, "jednym z najlepszych futbolistów w historii Widzewa" - jak mawiał o Smolarku prezes Sobolewski, wiąże się ciekawa historia. Działacze Legii, gdy tylko dowiedzieli się, że Smolarek po odbyciu służby wojskowej w warszawskim klubie nie ma zamiaru w nim pozostać, tylko wrócić do Widzewa, powierzyli mu obowiązki... stajennego. Jak twierdzą naoczni świadkowie, Smolarek, aby nie stracić szybkości i formy, ścigał się z wypuszczonymi ze stajni końmi. Tak wzmocniony Widzew skończył rozgrywki na drugim miejscu. W tamtym sezonie karierę piłkarską zakończył Tadeusz Gapiński, późniejszy trener i przede wszystkim kierownik drużyny. Mało kto pamięta, ale popularny "Gapek" jest autorem pierwszego, bezpośredniego ligowego gola z rzutu rożnego dla Widzewa. Było to w listopadzie 1977 roku, w meczu przeciwko krakowskiej Wiśle. Karierę zakończył również Stanisław Burzyński, który jako pierwszy rozegrał 100 meczów w barwach Widzewa, ten setny wypadł 28 października 1978 roku, przeciwko Pogoni Szczecin. Miejsce po nim zajął pozyskany z Odry Opole - Józef Młynarczyk.
W sezonie 1979/80 Widzew zdobył kolejne wicemistrzostwo Polski. Z drużyną tymczasem pożegnali się tacy piłkarze, jak Tadeusz Błachnio czy też Ryszard Kowenicki. Odszedł także Paweł Janas, który wybrał grę w Legii. Jednak rok 1980 rozpoczął marsz Widzewa po najwyższe laury. Jesienią RTS odniósł kolejne sukcesy w pucharze UEFA. Po wyeliminowaniu europejskiej sławy, jaką jest Manchester Utd (1:1 na wyjeździe i 0:0 u siebie), widzewiacy w drugiej rundzie trafili na kolejną słynna ekipę - Juventus Turyn. Po zasłużonym 3:1 przed łódzką publicznością, w rewanżu łódzcy piłkarze ulegli w takim samym stosunku, a więc o awansie miały zadecydować karne. W nich lepsi okazali się widzewiacy, wygrywając je 4:1. Cichym bohaterem łódzkiej jedenastki stał się Józef Młynarczyk, który obronił strzały z jedenastki Causio i Cabriniego. Niedoceniany, mimo wyeliminowania dumnych anglików z Manchesteru Widzew, z dnia na dzień wyrósł na europejskiego potentata. Wyeliminowanie Juventusu było już sensacją na skalę europejską. "Można podjąć rywalizację z najlepszymi, trzeba tylko uwierzyć w swe możliwości" - mówił po meczu Ludwik Sobolewski. Były to jednak miłe złego początki, ponieważ później przyszło załamanie formy i sromotna porażka w walce o ćwierćfinał 0:5 z Ipswich Town na wyjeździe. Mimo zapowiedzi Bońka, że "W rewanżu pokażemy na co nas stać" nie udało się odrobić strat z pierwszego meczu (zwycięstwo 1:0) i Widzew odpadł z Pucharu UEFA. Jesienią 1980 roku miała miejsce słynna "afera na Okęciu", która w grudniu - pozbawiła Widzew 4 najlepszych piłkarzy. Zbigniew Boniek i Józef Młynarczyk zostali zdyskwalifikowani, natomiast Władysław Żmuda i Włodzimierz Smolarek zostali ukarani dyskwalifikacją w zawieszeniu. Mimo tak znacznego osłabienia składu, Widzew zdobył w sezonie 1980/81 pierwsze, historyczne mistrzostwo Polski. Wiosną 1982 roku ogłoszono fakt podpisania kontraktu przez Zbigniewa Bońka z Juventusem Turyn za astronomiczną wówczas kwotę 1,8 mln dolarów. W swym ostatnim występie w łódzkiej jedenastce, Boniek strzelił dwie bramki w wygranym 2:0 meczu z Arką Gdynia. Była to przedostatnia kolejka sezonu 1981/82. Aby zdobyć mistrzostwo Polski, Widzew musiał liczyć na wygraną Wisły w meczu rozgrywanym we Wrocławiu ze Śląskiem, co też się stało, a sukces RTS-u - drugie mistrzostwo Polski - stał się faktem. Latem 1983 roku Sobolewski sprowadził do klubu Dariusza Dziekanowskiego, który miał zastąpić Bońka. Kosztował on aż 21 mln złotych, co w tamtych czasach było kwotą ogromną. Piłkarz ten był jednak bardzo zadufany w sobie, nie odpowiadała mu atmosfera w zespole, jak później mówił o nim ówczesny prezes - "Nie przypuszczałem, że mój pupil ma nienajlepiej ułożone w głowie". Mimo, że przez dwa sezony był najlepszym strzelcem RTS-u, odszedł do Legii. Oprócz Dziekanowskiego, klub wzmocnili: Jerzy Wijas i Dariusz Marciniak - złote dziecko piłki, jak o nim mawiano. Ten ostatni zapisał się w kronikach Widzewa jako najmłodszy ligowiec. W debiucie miał 17 lat. Wijas po dobrych występach w łodzkim klubie został powołany przez Legię do odbycia służby wojskowej, a ponieważ odmówił, zabroniono mu grać nawet w A-klasie, co praktycznie oznaczało koniec jego piłkarskiej kariery. Do zespołu doszli również Wiesław Wraga i Mirosław Myśliński. Po drugim mistrzostwie, przyszły kolejne sukcesy w europejskich pucharach. W Pucharze Mistrzów Widzew, po wyeliminowaniu Hiberniansu F.C. Paola i Rapidu Wiedeń, trafił na sławny angielski Liverpool. Po wygraniu w Łodzi 2:0, na wyjeździe łódzki klub przegrał 2:3, lecz wynik ten dał mu awans do półfinału Pucharu Mistrzów, gdzie niestety uległ Juventusowi (z Bońkiem w składzie) - 0:2 w Turynie i 2:2 w Łodzi. Sezony 1982/83 i 1983/84 to kolejne wicemistrzostwa Polski dla łódzkiego klubu. Jesienią 1984 roku Widzew dotarł do 1/8 finału Pucharu UEFA, natomiast w 1985 po pokonaniu kolejno: Jadowniczanki, Piasta Nowa Ruda, Lecha Poznań, Górnika Zabrze i w meczu finałowym GKS-u Katowice, łódzki klub zdobył Puchar Polski, jedyny w swej historii. Kolejne lata nie były udane dla klubu. Powodem tego była zmieniająca się sytuacja gospodarcza i polityczna w kraju oraz coraz gorsza kondycja finansowa przedsiębiorstw, które sponsorowały RTS. W czerwcu 1987 roku z fotelem prezesa pożegnał się Ludwik Sobolewski, twórca potęgi Widzewa. W tym okresie piłkarzem Widzewa został dzisiejszy największy rekordzista w dziejach klubu - Tomasz Łapiński. Nie uchroniło to jednak (podobnie jak powrót Sobolewskiego na fotel prezesa) przed spadkiem RTS-u do drugiej ligi w sezonie 1989/90. Był to wynik głębokiego kryzysu w łódzkim klubie. Na szczęście na powrót w szeregi ekstraklasy nie trzeba było długo czekać. Już w następnym sezonie Widzew zameldował się w pierwszej lidze, zajmując na "dzień dobry" 3 miejsce.
Latem 1991 roku w klubie pojawili się, za namową Sobolewskiego, łódzcy biznesmeni, aby sponsorować jeden z najważniejszych klubów Polski. Jednak część z tych ludzi na skutek własnych kłopotów finansowych musiał się wycofać. "Liczą się praktycznie libańczyk Koussan i Pawelec, pojawił się Andrzej Grajewski" - pisała Gazeta Wyborcza. W klubie pojawili się w tym czasie Paweł Miąszkiewicz, Marek Bajor, Piotr Wojdyga, a przede wszystkim jeden z najlepszych snajperów w ekstraklasie, piłkarz który zdobył najwięcej bramek dla naszego klubu w jego historii - Marek Koniarek. We wrześniu 1992 Widzew doznał największej porażki w historii pucharowych występów - 0:9 w wyjazdowym meczu przeciwko Eintrachtowi Frankfurt. "To był szok. Szok podwójny, sportowy i moralny. Na szczęście Pawelec, Grajewski i Koussan okazali się przyjaciółmi Widzewa z prawdziwego zdarzenia" - mówił po meczu Sobolewski. W sezonie 1992/93 RTS zajął 5 miejsce w lidze, co przyjęto jako porażkę. Podziękowano Władysławowi Żmudzie, rekordziście jeśli chodzi o ilość meczów, w których prowadził Widzew. Rezygnację z fotelu prezesa złożył Sobolewski, a jego następcą został Grajewski. Jak się okazało, po 98 dniach - 10 grudnia 1993 roku znowu doszło do zmiany, nowym prezesem został Andrzej Pawelec, a nowym trenerem Władysław Stachurski, który jednak z sezonie 93/94 zdobył ledwie szóstą lokatę. W następnym sezonie, piłkarzami RTS-u stali się Grzegorz Mielcarski, Andrzej Jaskot i długo wierny widzewskim barwom Mirosław Szymkowiak, a w końcówce sezonu Widzew objął wtedy nikomu nie znany Franciszek Smuda, twórca wielu sukcesów łódzkiego klubu w kolejnych latach. Jako jeden z nielicznych polskich trenerów, potrafił odpowiednio zmobilizować drużynę, ustawić piłkarzy na właściwych dla nich pozycjach, nauczyć walczyć do samego końca meczu, a przede wszystkim dotrzeć do psychiki piłkarzy. Na koniec sezonu 1994/95 Widzew zdobył kolejne wicemistrzostwo Polski. Kolejnymi wzmocnieniami byli: Rafał Siadaczka i Marek Citko. Choć w swoim debiucie w pucharach Smuda odpadł po pierwszej rundzie, jednak już na koniec sezonu 1995/96 Widzew znowu był pierwszy w końcowej tabeli, zdobywając trzecie w historii mistrzostwo Polski. Sukces ten został odniesiony po pasjonującej walce z warszawską Legią. Cały sezon obie drużyny szły "łeb w łeb" i o mistrzostwie miało zadecydować bezpośrednie starcie. Mecz ten, rozegrany w Warszawie, Widzew wygrał 2:1 po bramkach Piotra Szarpaka i Marka Koniarka. Był to chyba najlepszy sezon w historii klubu, Widzew wygrał 27 razy, 7 razy remisował i ani razu nie schodził z boiska pokonany. Królem strzelców został, zdobywający bramki jak na zawołanie, Marek Koniarek z 29 golami. Perspektywa gry w Lidze Mistrzów spowodowała kolejne wzmocnienia. Do klubu przyszli: Radosław Michalski i Maciej Szczęsny z Legii, Paweł Wojtala i Jacek Dębiński z Lecha oraz Sławomir Majak i Marcin Zając. W rundzie wstępnej Ligi Mistrzów nasz zespół walczył z duńskim Broendby IF Kopenhaga. W Łodzi, po dobrym meczu, gospodarze wygrali 2:1. W meczu rewanżowym piłkarze Widzewa, choć przegrywali już 0:3, po raz kolejny pokazali na czym polega "widzewski charakter" i zdobyli w końcówce dwa gole, po trafieniach Marka Citko i Pawła Wojtali (ta ostatnia w 89 minucie), a w efekcie awansowali do elitarnych rozgrywek Champions League. Piłkarze, działacze, trenerzy i kibice nie kryli po meczu łez w oczach!!! Meczami w Lidze Mistrzów łódzcy piłkarze, choć nie udało się awansować do dalszej części rozgrywek, wstydu nie przynieśli. Grą przeciw europejskim tuzom: Borusii Dortmund i Atletico Madryt, pokazali, że można walczyć jak równy z równym z każdym przeciwnikiem. Na łódzkim obiekcie uległa Steaua Bukareszt. Szczególnie w pamięci pozostanie dwumecz z Niemcami. W mecz w Dortmundzie Widzew narobił niezłego stracha faworyzowanym gospodarzom, przegrywając ostatecznie 1:2, po bardzo dobrej grze. Natomiast w rewanżu zremisował u siebie 2:2. Po tych meczach ówczesny trener ekipy z Dortmundu - Ottmar Hitzfeld (podobnie jak jego piłkarze i całe niemieckie media) wychwalał postawę łódzkich piłkarzy. Jako ciekawostkę można podać fakt, że Borusia Dortmund - późniejszy triumfator tej edycji Ligi Mistrzów - wygrała wszystkie wyjazdowe mecze oprócz wspomnianego starcia z Widzewem, w którym padł remis. Sezon 1996/97 to znowu walka do samego końca o mistrzostwo Polski pomiędzy Widzewem i Legią. Wyścig ten trwał do przedostatniej kolejki, kiedy to spotkali się obaj potentaci. W meczu, który przeszedł do historii polskiego futbolu, łódzki zespół dokonał niebywałej rzeczy. Jeszcze 6 minut przed końcem wynik brzmiał 2:0 dla warszawskiego klubu. Wtedy to najpierw bramkę zdobył Sławomir Majak, a 3 minuty później Dariusz Gęsior doprowadził do remisu (jego radość po tej bramce na zdjęciu po lewej), a w ostatniej minucie doliczonego czasu gry Andrzej Michalczuk zadał decydujący cios, przesądzający o zwycięstwie RTS-u 3:2. Wynik ten niezależnie od rezultatów ostatniej kolejki, dawał kolejne, czwarte mistrzostwo Polski. Tytuł ten uczcił w swoisty sposób Jacek Dembiński, strzelając w ostatniej kolejce rekordową liczbę 5 bramek w spotkaniu przeciwko Rakowowi Częstochowa. Tak więc latem 1997 roku Widzew rozpoczął kolejną batalię o Ligę Mistrzów. W rundzie wstępnej łodzianie wyeliminowali azerskie Neftczi Baku. Na uwagę zasługuje wynik drugiego spotkania - 8:0 , było to najwyższe zwycięstwo Widzew w historii gry w europejskich pucharach. Kolejnym przeciwnikiem była włoska AC Parma, której łodzianie nie dali jej rady przegrywając dwa razy: 1:3 i 0:4. Nowe przepisy UEFA, mówiące o tym, że przegrywający w decydującej rozgrywce o Champions League będzie grał w Pucharze UEFA, pozwoliły RTS-owi na dalszą grę w pucharach. Przeciwnikiem Widzewa było włoskie Udinese, któremu łodzki klub także nie sprostał, wygrywając u siebie 1:0 i przegrywając w rewanżu 0:3. Po nieudanym starcie w europejskich pucharach z klubem pożegnali się Bajor, Miąszkiewicz, Wyciszkiewicz oraz najlepszy strzelec zespołu Dembiński. Pojawiły się w klubie nowe twarze m.in. Artur Wichniarek, Andrzej Kobylański czy też mistrz Europy juniorów - Maciej Terlecki. W następnym sezonie po rundzie jesiennej Widzew zajmował pierwsze miejsce, lecz klub coraz bardziej dotykał kryzys finansowy, czego dowodem była porażka na własnym boisku z Dyskobolią Grodzisk na inaugurację rundy wiosennej. Ostatecznie na koniec sezonu Widzew zajął 4. miejsce i nie awansował do europejskich pucharów. Następny sezon (1998/99) to dobra gra, mimo ogromnych kłopotów finansowych. Z klubem pożegnali się twórca sukcesów na stałe zapisanych w historii klubu - Franciszek Smuda. Odszedł również Rafał Siadaczka. Narastał zaległości wobec piłkarzy i trenerów. Na porządku dziennym stały się problemy ze spłatą rat za dokonane transfery. Sytuację pogorszył fakt konfliktu pomiędzy Grajewski z Pawelcem. Mimo tych kłopotów, drużyna wywalczyła wicemistrzostwo Polski, a ponieważ krakowska Wisła została ukarana przez UEFA wykluczeniem z pucharów, Widzew po raz kolejny mógł walczyć o Ligę Mistrzów. W rundzie wstępnej RTS grał z bułgarskim Litexem Łowecz. Po przegranej na wyjeździe 1:4, w takim samym stosunku łódzki klub wygrał u siebie, a ponieważ dogrywka nie przyniosła rozstrzygnięcia, o awansie do dalszej rundy decydowały karne. Te po pasjonującej rozgrywce wygrał Widzew. W następnej rundzie przeciwnikiem łodzian była AC Fiorentina. Niestety włoski klub okazał się za silny dla naszych piłkarzy. Po przegranej na wyjeździe 1:3 łodzianie przegrali również u siebie 0:2 i odpadli z eliminacji Ligi Mistrzów, lecz na pocieszenie wskoczyli do pierwszej rundy Pucharu UEFA. Pierwszym przeciwnikiem Widzewa w tych rozgrywkach było Skonto Ryga. Po porażce 0:1 na wyjeździe, łodzianie wygrali u siebie 2:0. W kolejnej rundzie los przydzielił łodzianom AS Monaco. Po remisie u siebie 1:1, Widzew przegrał mecz rewanżowy 0:2 i zakończył udział w pucharowych zmaganiach. Runda jesienna kolejnego sezonu (1999/2000) to jeden z trudniejszych okresów w historii łódzkiego klubu. Poziom sportowy drastycznie obniżył się głównie z powodów kłopotów finansowych. Nastąpiła z konieczności wyprzedaż najlepszych zawodników. Z klubem pożegnali się: wielce zasłużony dla Widzewa - Tomasz Łapiński, Radosław Michalski, Marek Citko. Według doniesień prasowych, pozwoliło to spłacić wszelkie zobowiązania klubu wobec Andrzeja Grajewskiego. Odmłodzony i ambitny skład, mający dobrego trenera w osobie Oresta Lenczyka, zaczął piąć się w ligowej tabeli zajmując ostatecznie na koniec sezonu 7 miejsce. Sukcesem klubu był też fakt wyremontowania (m.in całkowitego zakrzesełkowania) stadionu, który wówczas spełniał wszystkie europejskie wymogi.
Sezon 2000/2001 był dla wszystkich niewiadomą. Z klubem pożegnał się Dariusz Gęsior, przyszli natomiast: Augustyniak, Urbaniak, Kryger czy też obiecujacy, młody napastnik Morawski. Przyszedł również nowy trener, Ukrainiec Piotr Kuszłyk. Mimo to, runda jesienna znów nie była udana dla Widzewa. Pomimo, że udało się ściągnąć do klubu sponsora (niemiecki browar Hasseroeder) klub w dalszym ciągu borykał się z kłopotami finansowymi. Było to powodem przymusowego odejścia najlepszego ówczesnego piłkarza Widzewa - Mirosława Szymkowiaka do Wisły Kraków. Odszedł też wypożyczony do końca roku najlepszy strzelec zespołu w rundzie jesiennej, Litwin Robert Poskus. Po 14 kolejce nowym trenerem został najlepszy strzelec w historii Widzewa - Marek Koniarek. Popularny "Koniar" osiągnął cel jaki postawili przed nim działacze, obronił ligowy byt, ale udało mu się to po bardzo nerwowej końcówce sezonu i w ogóle dziwnej rundzie. Wszystko bowiem zaczęło się bardzo dobrze, w 3. kolejce widzewiacy nawet rozgromili mistrza Polski - Wisłę Kraków 3:0. Mówiono już nawet o narodzinach nowego zespołu, który w kolejnym sezonie będzie walczył o mistrzostwo, tymczasem łodzianie nie potrafili wygrać żadnego z pięciu ostatnich meczów sezonu. Ligowy byt, wydawałoby się już pewny, musieli pieczętować w ostatniej kolejce remisując ze Śląskiem Wrocław 0:0. Po tym meczu PZPN starał się zakwestionować wynik, twierdząc, że obie drużyny ustaliły go już przed meczem. Bardziej jednak prawdopodobne jest, że piłkarze zwyczajnie nie chcieli zrobić sobie krzywdy i zagrali na remis, który obu drużynom gwarantował utrzymanie... Kolejny sezon zaczął się od prawdziwej rewolucji. Tuż po wznowieniu treningów, z drużyny wyrzucono połowę zawodników pierwszego składu i zwolniono trenera. Braki uzupełniono piłkarzami przypadkowymi, którzy mieli karty zawodnicze na ręku i dodatkowo nie chcieli dużych pieniędzy. Trenerem został mało doświadczony Marek Kusto, który na dodatek przed rundą miał okazję tylko kilkanaście dni przebywać z drużyną. To wszystko złożyło się na fatalną postawę łodzian w rundzie jesiennej. Widzewiacy większość meczów przegrali i zajęli ostatnie miejsce w swojej grupie, stając się głównym kandydatem do spadku. Działacze jednak wyciągnęli wnioski ze słabej postawy zespołu jesienią. Wymieniono niemal całą drużynę, zatrudniając kilku doświadczonych i renomowanych piłkarzy oraz nowego szkoleniowca - Dariusza Wdowczyk, który miał to, czego nie miało wielu jego poprzedników - możliwość spokojnego pracowania z zespołem przez cały okres przygotowawczy. Rundę wiosenną widzewiacy zaczęli pomyślnie, od zwycięstw w dobrym stylu. W kolejnych spotkaniach łodzianie radzili sobie równie dobrze. Jedyny słaby występ zanotowali w Radomsku, gdzie przegrali 0:1. Piłkarze wywalczyli drugie miejsce w grupie spadkowej. Przed kolejnym sezonem działacze obiecywali, że łodzianie będą znowu walczyć o mistrzostwo, nawiązując do chwil dawnej chwały Widzewa. Miał być silny sponsor i wielka drużyna. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Fiaskiem zakończyły się rozmowy z ITI, co spowodowało, że na dzień przed inauguracyjnym spotkaniem zaszła zmiana na stanowisku trenera. W miejsce Wdowczyka zatrudniony został niespodziwanie Franciszek Smuda. Jednak nawet taki fachowiec nie potrafił stworzyć szybko drużyny z piłkarzy, których zostawił mu jego poprzednik. W lidze zespół spisywał się fatalnie, wygrywając zaledwie dwa spotkania. W efekcie, po rundzie jesiennej łodzianie byli na 15. miejscu. Dużo lepiej wiodło się widzewiakom w Pucharze Polski, gdzie awansowali aż do półfinału. Prócz piłkarzy, zawiedli również działacze. Mirosław Czesny, który był wielkim optymistą przed sezonem, został zwolniony i ustąpił miejsca Jackowi Dzieniakowskiemu. Klub rozstał się też z trenerem Smudą. Nowym szkoleniowcem został Czech, Petr Nemec. Poprowadził on jednak Widzew tylko w czterech spotkaniach. Potem ogłosił swoją rezygnację w momencie, gdy z klubu odszedł generalny menadżer Andrzej Grajewski. Łodzianie pilnie potrzebowali trenera, miał nim zostać Janusz Wójcik, który pomógł Tomaszowi Muchińskiemu prowadzić zespół w meczu z Amiką. Jednak ostatecznie powrócił Franciszek Smuda. Mimo, że rozpoczął prowadzenie drużyny od porażki z Lechem, potem było już znacznie lepiej i Widzew pod jego dowództwem udanie finiszował na 9. miejscu w ekstraklasie.
Sezon 2003/2004 zaczął się od ciężkiej walki o licencję na grę w ekstraklasie, zagrożonej głównie przez długi. Nie obyło się też bez kolejnej zmiany trenera. Szkoleniowcem został Andrzej Kretek, który praktycznie do ostatniej chwili nie wiedział, jakimi piłkarzami będzie dysponował. Bój o licencję sprawiła, że sprawy kontraktowe zostawiono na później. Udało się jednak skompletować drużynę, w której znalazło się kilku wychowanków. Niestety, jesień w wykonaniu łódzkiego zespołu okazała się nienajlepsza. W pierwszych meczach sezonu pod przywódctwem Kretka, łodzianie pechowo tracili punkty. Po trzeciej kolejce, byłego szkoleniowca RKS-u Radomsko zastąpił Tomasz Łapiński (na jedno spotkanie - z powodu braku uprawnień trenerskich), ale i jemu nie udało się zmienić oblicza i stylu gry drużyny. Nadzieją na lepszą grę było zatrudnienie Jerzego Kasalika, trenera o silnej ręce, który twierdził,że potrafi dobrze ułożyć zespół. Pierwsze trzy spotkania wydawały się to potwierdzać, gdyż widzewiacy zdobili w nich siedem punktów, jednak w kolejnych sześciu dopisali do dorobku już tylko dwa oczka. Częściowo dlatego, że pod koniec rundy łodzianie grali z zespołami czołówki, choć do uzyskania punktów w tych meczach nie brakowało wiele. Czasem po porstu brakowało farta, jak w Płocku, gdzie w bramce Widzewa musiał przez 30 minut stać... obrońca Bogdan Zając i dwukrotnie musiał wyciągać piłkę z siatki w doliczonym czasie gry. Ostatecznie klub z al. Piłsudskiego musiał przezimować na miejscu barażowym, a wiosną walczyć ponownie o utrzymanie w ekstraklasie. Świetne warunki podczas zgrupowań nie przełożyły się na wyniki w rundzie rewanżowej. Sytuacja z każdym kolejnym meczem stawała się coraz bardziej tragiczna. Po raz kolejny, jedyną nadzieją kibiców na uratowanie ekstraklasy dla Łodzi, był Franciszek Smuda, który zastąpił Kasalika. I choć na początku wyglądało na to, że zespół zaczyna grać lepiej, to potem było już tylko gorzej. Łódzką drużynę upokorzyła Amika i Legia, a PZPN jeszcze przed zakończeniem sezonu odmówił wydania licencji na grę w ekstraklasie w kolejnym sezonie. Decyzja piłkarskiej centrali mogła podłamać zawodników, ale w niczym to nie usprawiedliwia ich braku walki i ambicji. W fatalnym stylu zespół z al. Piłsudskiego spadł z ekstraklasy. Dzięki pomocy Zbigniewa Bońka i Wojciecha Szymańskiego klub nie upadł. Przeszedł w ich ręce i otrzymał licencję na grę w drugiej lidze. Trenerem został Stefan Majewski. Zbudowana na szybko drużyna grała z początku niezbyt szczęsliwie, ale po kolejnych wzmocnieniach, z każdym meczem spisywała się coraz lepiej. Po rundzie jesiennej łodzianie plasowali się w czołówce. Wiosną było już różnie, ale widzewiakom sprzyjało szczęście i na koniec sezonu zajęli czwarte miejsce, dające prawo gry w barażach o I ligę. Niestety, ulegli w nich Odrze Wodzisław i od nowa trzeba było walczyć o awans do ekstraklasy. W kolejnym sezonie zespół, choć miał lepsze i gorsze chwile, nie miał sobie równych i prowadząc przez większość sezonu w tabeli, pewnie awansował do ekstraklasy. Swoją misję zakończył Stefan Majewski, którego zastąpił Michał Probierz. Młody trener miał zaszczepić drużynie ambicję i walkę do końca, taką jaką sam prezentował, gdy był piłkarzem. W sezonie 2006/07 łodzianie zajęli 12. miejsce w Orange Ekstraklasie, choć w końcówce zaliczyli sześć porażek z rzędu.
Przed kolejnymi rozgrywkami, Widzew pozyskał potężnego właściciela, w osobie Sylwestra Cacka. Twórca Dominet Banku chciał przywrócić świetność drużynie z al. Piłsudskiego. Natrafił jednak na niespodziewane problemy. Na jaw wyszły przypadki działań korupcyjnych Wojciecha Sz. w drugiej lidze. Ten ostatni szybko pożegnał się z klubem, ale na tym problemy się nie skończyły. Widzew musiał stoczyć wielomiesięczną walkę, by nie zostać zdegradowanym. Ostateczny triumf odniósł prezes Marcin Animucki przed Trybunałem Arbitrażowym przy PKOl. Całe to zamieszanie rzutowało jednak na postawę piłkarzy, którzy nie zdołali się utrzymać w lidze. Nie pomógł nawet zatrudniony na ostatnie mecze sezonu Janusz Wójcik. Były selekcjoner reprezentacji wywalczył cztery punkty w czterech kolejkach, zabrakło mu jednego, by wywalczyć cel. Łódzki zespół musiał pogodzić się ze spadkiem i po nerwowej przerwie w rozgrywkach, przystąpił do rywalizacji w nowej pierwszej lidze (dawniej druga liga). W kadrze nie zaszły większe zmiany, za to nowym trenerem został Waldemar Fornalik. Piłkarze, szkoleniowcy i działacze postawili sobie jeden cel - powrót do ekstraklasy, który skrupulatnie był realizowany. Pod wodzą Fornalika widzewiacy zakończyli runde jesienną na pierwszy miejscu, z dwoma oczkami przewagi nad Zagłębiem Lubin i Koroną Kielce. Jednak mimo bardzo dobrych wyników działacze postanowili zmienić szkoleniowca na bardziej doświadczonego i zatrudnili Pawła Janasa. Były selekcjoner reprezentacji Polski dokończył dzieło swojego poprzednika i łodzianie zwyciężyli rozgrywki. Niestety powróciła sprawa korupcji, a że Trybunał Arbitrażowy przy PKOl nie zdążył rozpatrzeć sprawy przed startem sezonu, Widzew zamiast w Ekstraklasie, znów musiał grać na jej zapleczu. Mimo tej beznadziejnej sytuacji ponownie utrzymano kadrę zespołu i przypuszczono kolejny szturm w walce o awans. Łodzianie zdeklasowali rywali, mając na koniec sezonu aż 16 punktów więcej niż drugi Górnik Zabrze, pokazując, że choć to pierwsza liga, oni są już na poziomie Ekstraklasy. I tym razem już nic Widzewowi nie stanęło na drodze by powrócić na należyte miejsce, czyli do najwyższej klasy rozgrywkowej. Łodzianie wygrywając dwa razy z rzędu pierwszą ligę przeszli do historii, a to był niewątpliwie najlepszy sposób na uczczenie stulecia klubu (same obchody dotyczące rocznicy były bardzo skromne jak na tak zasłużony klub). Nieoczekiwanie w czasie letniej przerwy odszedł trener Janas i działacze musieli szybko zatrudnić nowego szkoleniowca. Wybór padł na Andrzeja Kretka, który do tego czasu pracował w klubie z młodzieżą. Widzewiacy grali w kratkę, a miejsce zespołu w tabeli było niezadawalające, dlatego przed końcem rundy postanowiono na miejsce Kretka zatrudnić Czesława Michniewicza. Trener zwany "polskim Murinho" miał wprowadzić nową jakość gry i częściowo się to udało, bo widzewiacy do końca sezonu walczyli nawet o miejsce w europejskich pucharach. Jednak zamiast na czwartym miejscu, łodzianie wylądowali na dziewiątym. Choć można było być zadowolonym z pracy Michniewicza, działaczom nie udało się porozumieć z trenerem by przedłużyć kontrakt, stąd trzeba było poszukać następnego. Ponieważ w Widzewie bardzo ostrożnie są wydawane pieniądze, postanowiono dać szansę młodemu szkoleniowcowi, którym był Radosław Mroczkowski, prowadzącemu do tej pory zespół Młodej Ekstraklasy Widzewa. W sezonie 2011/12 część ekspertów widziała drużynę Widzewa wśród kandydatów do spadku, jednak łodzianie świetnie rozpoczęli rozgrywki (osiem spotkań bez porażki) i już na początku rundy rewanżowej mogli być spokojni o ligowy byt. Choć gdyby nie kilka gorszych spotkań, to Widzew mógł być znacznie wyżej w tabeli, niż na jedenastym miejscu, które zajął. Sukces odniósł za to Marcin Animucki, który po blisko czterech latach prezesowania w łódzkim klubie, został prezesem spółki Ekstraklasa SA. Co ciekawe działaczom Widzewa nie jest spieszno z wyborem nowego prezesa. Za to przed rozpoczęciem kolejnego sezonu w drużynie zaszły spore zmiany kadrowe, gdyż rozwiązano umowy z zawodnikami, którzy mieli wysokie kontrakty. W trakcie rozgrywek okaże się na co stać nowy zespół. |
lp | login | pkt |
---|---|---|
1 | abel55 | 202 |
2 | wiesia | 189 |
3 | mario74... | 189 |
4 | Jazz_1910 | 188 |
5 | conrado... | 186 |
6 | RTSAdri... | 184 |
7 | siwy071910 | 182 |
8 | robert77u | 181 |
9 | przemyk79 | 176 |
10 | wirgiliusz | 171 |
30. lipca 2022, 05:56
29. lipca 2022, 03:26
28. lipca 2022, 06:26
27. lipca 2022, 03:32
26. lipca 2022, 06:58
24. lipca 2022, 01:58